Najpiękniejsze miejsca w Rumunii. Co warto zobaczyć?

Od szmaragdowego jeziora w górach Apuseni, przez cygańskie pałace, turkusową Transylwanię Drakuli, błotne wulkany, serpentyny trasy Transfogaraskiej, krainę monastyrów, po wesoły cmentarz w Săpâncie. Piętrząca się Karpatami Rumunia wciąż jest niezadeptana przez turystów, dzika, kusząca i warta poznania. Poświęćcie jej trochę czasu, a odda wam to, co ma najlepsze.

Do Rumunii najlepiej pojechać samochodem. Nasza sprawdzona trasa biegnie przez Słowację (z zamkniętymi oczami, bo przez brzydkie, zdewastowane przez komunę krajobrazy Preszowa i Koszyc) i kwitnące słonecznikami Węgry, gdzie przeważnie nocujemy w malowniczym i płynącym słodkim winem Tokaju. Budzimy się na lekkim kacu, objeżdżamy Miszkolc, a potem zjadamy kiełbaski z Debreczyna i wreszcie wjeżdżamy do Rumunii. Na przejściu w Ártánd witają nas pierwsze rumuńskie kundelki i Romowie handlujący podróbkami iPhone’a.

Do stolicy Rumunii latają również samoloty. Połączenie do Bukaresztu oferuje Wizzair (bilety już od 90 zł) oraz LOT (od 700 zł). Z lotniska do centrum jeździ autobus linii 783 (bilety kupuje się w kiosku – trzeba poprosić o kartę miejską o nabić ją odpowiednia sumą pieniędzy, komunikacja w Bukareszcie jest bardzo tania).

O czym warto wiedzieć, podróżując przez Rumunię samochodem?

W porównaniu z naszymi rumuńskie drogi to piekło, choć ich jakość nieco się poprawiła przez ostatnich kilka lat. Po pierwsze stan nawierzchni, po drugie niezwykle gorący temperament kierowców. Rumuńskie drogi to same dziury, dodajmy do tego swobodnie poruszające się po arteriach zwierzęta, które trzeba wyminąć – pozostaje jazda zygzakiem. Nie możemy sobie jednak na to pozwolić, ponieważ tuż za naszymi plecami, często z dłońmi na klaksonach, czyhają na pierwszą okazję wyprzedzenia rumuńscy koledzy za kółkiem. Dlatego warto w jednym z zabytkowych monastyrów zakupić sobie krzyżyk na lusterko – miejscowi kierowcy mają ich całe pęki.

Pasterski urok Rumunii

Okruchy muru berlińskiego osypały się na całą wschodnią Europę, uwalniając ją od komunistycznego reżimu. Jednak nigdzie indziej nie spowodowało to tak krwawych konsekwencji jak tu. Rozstrzelanie Ceauşescu pamiętam z małego, żółtego telewizora Unitra, który stał w naszym dużym pokoju. Dziś mam wrażenie, że ten kraj, mimo statusu jednego z najuboższych w Europie, w sposób najbardziej naturalny uporał się ze stalinowską przeszłością. Wygrały pasterska tradycja i Karpaty niepodzielnie sprawujące władzę nad 70% powierzchni kraju. Szanują je ludzie mieszkający w dolinach i przycupnięci na górskich, stromych stokach. Podróżując po rumuńskich wioskach, będziecie mijać o poranku tłumy gospodarzy gnających na wypas owce, kozy i krowy, a o zachodzie słońca zmęczonych mężczyzn, starych i młodych, w milczeniu sączących zimne piwo Ursus i z ulgą wyciągających przed siebie nogi. Wszyscy ciężko pracują, nie dziwi więc kaloryczna rumuńska kuchnia. Mięsa pływające w morzu pomarańczowego tłuszczu, zawiesiste ciorby z tłustą śmietaną oraz podawane do wszystkiego słońce świecące na talerzu, czyli mamałyga, i nieodzowna palinka jako aperitif, pomagająca w trawieniu.

Jak smakuje rumuńska kuchnia? Poznaj listę dań, których musisz spróbować!

Oto lista najpiękniejszych miejsc, które do tej pory odwiedziliśmy, i podpowiedź, co warto w Rumunii zobaczyć.

BANAT I KRISZANA: pizza w Satu Mare -> szmaragdowe jezioro Beliş-Fântânele

Im dalej od granicy z Węgrami, tym mniej wieżowców, a więcej austrowęgierskich starych, parterowych zabudowań. Korzystając z tego, że jesteście na zachodzie Rumunii, zajrzyjcie do Satu Mare, by popatrzeć na piękną, secesyjną architekturę. Przy głównym placu stoi urokliwy, ale niestety niszczejący hotel Dacia z 1902 roku, zaprojektowany przez wiedeńskiego architekta. Nie zdziwcie się na widok pizzerii i samochodów na włoskich blachach – młodzi Rumuni jeżdżą do Włoch na saksy. Potem kierujcie się w stronę gór Apuseni, oddzielających industrialną i brzydką Kriszanę od pięknego Siedmiogrodu, do miejscowości Beliş. Jest tam drewniany pensjonat Meridian (nocleg: 35 zł za osobę) z karczmą na parterze. Koniecznie spróbujcie tamtejszej kuchni: wieprzowo-jagnięcych kiełbasek (mititei), naleśników nadziewanych konfiturą z jagód (clatite), mamałygi z bryndzą i ze śmietaną (mămăliguţa cu brânză şi smântână), a do tego obowiązkowo słodkich flaczków (ciorba de burta).

Dlaczego warto jechać do Rumunii? Oto kilka, nie tylko kulinarnych, powodów. 

Pokrzepieni strawą ruszcie nad przepiękne, szmaragdowe jezioro Beliş-Fântânele. Za drobną opłatą przepłyniecie je łódką. Możecie tu również zanocować – na brzegu znajdziecie małe, drewniane domki, w których mieszczą się tylko dwie półki na materace (nocleg: 15 euro za domek). Wygód mało, ale jaki widok na jezioro!

TRANSYLWANIA: cygańskie pałace w Huedin -> Sighişoara, miasto Drakuli -> transylwańskie wsie

Huedin nie sposób przeoczyć. Wzdłuż drogi piętrzą się krzykliwe cygańskie pałace, przypominające krakowskie szopki noworoczne, ale w interpretacji Las Vegas. Ostentacyjne kilkupiętrowe budowle przeważnie są niezamieszkane i niedokończone. Dzieje się tak z dwóch powodów: ich właścicieli nie ma na miejscu, bo zarabiają na kolejne piętro gdzieś w Anglii czy Irlandii, a budynku się nie kończy, by nie płacić za niego podatków. Dlatego z dbałością wykończa się tylko dach, który sprawia wrażenie poklejonego z puszek po piwie. W punkcie centralnym umieszcza się z potężny „grill”, służący jako tło dla takich egzotycznych nazw pałaców jak „Villi Tarzan” na zdjęciu. Jego najeżone zwieńczenia zdobi logo Mercedesa, choć zdarza się i Audi, ale to do tego pierwszego cygańscy królowie mają zdecydowanie większą słabość i postrzegają go jako symbol bogactwa.

Architektura Sighişoary, jednego z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w Rumunii, dla odmiany przynosi ukojenie. Cudowna, nieco zabawkowa jest tutejsza wieża zegarowa, wzniesiona w 1556 roku. Trzeba zmrużyć oczy, by dostrzec na wysokości ponad 60 metrów napędzane mechanizmem zegara, kręcące się filigranowe, drewniane figurki. Zamiast robić sobie „selfiaczki” z kamienicą, w której urodził się Vład Palownik zwany Drakulą, pokręćcie się po wąskich, pastelowych uliczkach starego miasta. Jest piękne, choć ma jeden feler – dużo turystów. Jeśli szukacie niskobudżetowego noclegu, to polecam wam Burg Hostel na starówce, w kamienicy z 1729 roku, z drewnianymi stropami pachnącymi kolejowymi podkładami (nocleg: około 50 zł za osobę).

Zostawcie Sighişoarę i jedźcie dalej, przez piękne transylwańskie wsie z pokruszonymi tynkami starych saskich zabudowań w kolorze sjeny, turkusu, brzoskwini i żółci. Co jakiś czas migną wam czarne plamy wielopokoleniowych rodzin wracających z pracy w polu. Maszyn tu nie ma, ale jest jeszcze siła w rumuńskich babciach ze zmarszczkami pogłębionymi o kolejne, słoneczne lato.

WOŁOSZCZYZNA: najpiękniejsza górska autostrada – Trasa Transfogaraska -> jezioro Bâlea -> Bukareszt -> wulkany błotne Buzău

Obierzcie kierunek z północy na południe, w kierunku słynnej Trasy Transfogaraskiej, najwyżej położonej drogi w Rumunii, uznawanej za jedną z najpiękniejszych szos na świecie. Kontur niebieskich Gór Fogaraskich w miarę przybliżania się do nich zacznie się wypełniać. Z bliska okażą się porowate, poprzerastane iglastym lasem i mało dostępne. Ale góry spowija spirala dróg. W lewo, w lewo, a potem w prawo i znów w lewo. W głowie wam się zakręci, kolejny zakręt uderzy w tętnice. Dlatego koniecznie zatrzymajcie się na leciuchne drożdżowe ciasto ze słodkim lub z wytrawnym farszem (placinte, 6 lei), sprzedawane w kramach przy drodze.

Wkrótce rozpocznie się trasa, do której powstania w latach 70. doprowadził za pomocą dynamitu Ceauşescu. Miała mu ona ułatwić dotarcie do oddzielonej od Wołoszczyzny najwyższym pasmem Karpat Południowych Transylwanii, połączyć Sybin w Siedmiogrodzie z Piteşti na Wołoszczyźnie.

Po trudnej, krętej, ale pięknej drodze na szczyt dotrzecie nad jezioro Bâlea położone na wysokości 2034 metrów n.p.m. Przygotujcie się na sporą różnicę temperatur, która może wynieść prawie 20 stopni (34 stopnie u podnóży gór, 16 stopni na szczycie). Jest tu schronisko, stacja meteorologiczna i… bazar z fantastycznymi rumuńskimi specjałami z grilla – kulkami mamałygi z rozpuszczoną ostrą bryndzą w środku (10 lei) i kukurydzą z masłem. Kupicie tu również wędliny, sery i soczyste, pyszne arbuzy. Woń kulek zgrillowanej mamałygi może przyciągnąć oślą mafię wymuszającą kulinarny haracz, uciekajcie przed nią do samochodu, nim wszystko wam zje!

Bukareszt, nie Budapeszt. To pomyłka równie irytująca miejscowych jak nas mylenie Polski z Holandią. Bukareszt, zwany Małym Paryżem, buzuje twórczym fermentem i zaskakuje kontrastami neobaroku i secesji zbitych z wielką płytą i socrealistyczną moderną. To jedno z najpiękniejszych i najbardziej intrygujących miast, jakie widziałam.

Dlaczego warto jechać do Bukaresztu? Mam same poważne argumenty!

Co i gdzie zjeść w Bukareszcie? Tu znajdziesz przewodnik kulinarny z długą listą sprawdzonych adresów!

Z Bukaresztu będziecie mieć już blisko do Buzău, słynącego z błotnych wulkanów. Ziemia pod waszymi stopami będzie się dławić, syczeć i pluć, a wam może zrobić się niedobrze od zapachu siarki, ale i tak warto stąpać po tej księżycowej powierzchni.

MOŁDAWIA: wąwóz Bicaz -> „kraina monastyrów”
Wąska i spektakularna trasa w górach Hăşmaş to popularna atrakcja turystyczna. Warto ją zaliczyć, choć raczej lepiej nie zatrzymywać się tu na dłużej. Poczujecie to zresztą sami, gdy prócz pięknych widoków odkryjecie mnóstwo kramów z pamiątkami „made in China”. Stamtąd najlepiej odbić w stronę Bukowiny, do „krainy monastyrów”.

Zdobienia domów robią się coraz bardziej koronkowe, drewno wypiera mur, a przed domami wyrastają bogato dekorowane bramy. Kierujcie się do Mănăstirea Neamţ, najważniejszego w Rumunii męskiego monastyru, z historią sięgającą XV wieku. Obok znajduje się przyklasztorne gospodarstwo, w którym pracuje niemal cała wioska. W sklepiku przy monastyrze kupicie owoce tej pracy – świerkowe syropy, roślinne balsamy, a nawet nalewki.

Na zwiedzaniu monastyrów można spędzić tydzień, ale jeśli nie macie aż tyle czasu, zajrzyjcie koniecznie do Agapii z 1642 roku. Tym monastyrem z kolei, w odróżnieniu od poprzedniego założenia, opiekuje się około 400 mniszek. Mieszkają nie tylko w budynku okalającym cerkiew, lecz także w całej wiosce, w filigranowych, bielonych drewnianych domkach. Rozpoznacie ich obecność po imponującej kolekcji kolorowych pelargonii na gankach.

BUKOWINA: Gura Humurului -> polskie wsie

Zatrzymajcie się w Gura Humurului, skąd najlepiej zwiedzać zarówno dwie przepiękne, malowane cerkwie: Mănăstirea Voroneţ i Mănăstirea Humorului z przełomu XIV i XV wieku, jak i polskie wsie: Pleszę, Nowy Sołoniec i Kaczykę. Casa Bunicilor to pensjonat w zabytkowych, z dbałością wyremontowanych drewnianych domach z komfortowymi, pięknymi pokojami i taką kuchnią (nocleg: 70 zł za osobę). W mieście jest też spory spożywczy bazar z imponującą ofertą serów, bryndzy zamkniętej w owalnym odzwierzęcym flaku, masła, warzyw, owoców i przetworów.

MARAMURESZ: wesoły cmentarz w Săpâncie

To niezwykłe miejsce, gdzie śmierć staje się znośnym, a nawet zabawnym wydarzeniem. Na drewnianych nagrobkach zobaczycie portrety mieszkańców, a także jak wyglądało ich życie (awers nagrobka) oraz w jakich okolicznościach je stracili (rewers nagrobka). Zachwyca niebieska, niezwykle intensywna barwa drewnianych płyt nagrobnych oraz prymitywizm i nieumiejętność oddania perspektywy przez miejscowego twórcę. Rumuński Nikifor co prawda już nie żyje, ale dzieło kontynuuje jego uczeń. Nie tylko tu Maramuresz zaskoczy was intensywnym zestawieniem barw – zobaczycie je również na dywanach i skarpetach z owczej wełny, ceramice, chustach, a nawet domach opasanych wstęgą kolorowych mozaik. Miejsc noclegowych jest tu całkiem sporo, ale polecam wam jedno, malowniczo usytuowane nad szumiącym potokiem. W pensjonacie Ana (około 70 zł za osobę) zjecie wyśmienite dania z jagnięciny, kiełbaski mititei, a wszystko popijecie mocną palinką. Z gospodarzem można się dogadać i kupić od niego świeżą jagnięcinę. Za pół jagniątka zapłacicie mniej więcej 140 zł.

Ruszajcie w drogę, drum bun!

 

Przykładowe ceny:

  • kawa i woda – około 2 zł
  • pyszny, soczysty arbuz – 1 zł za 1 kg
  • piwo – 2-3 zł
  • nocleg w pensjonacie – od 30 do 70 zł za osobę

Pin It on Pinterest