Tteokbokki: koreańskie kopytka w ostrym sosie (v)

Tteokbokki to danie na bazie koreańskich kopytek. Tyle że w porównaniu do naszych ziemniaczanych, te koreańskie zrobione są ze skrobi ryżowej. Można je kupić gotowe w sklepach z azjatycką żywnością, np. tutaj. Przeważnie na opakowaniu mają napis po angielsku „rice cake” lub „garaetteok” po koreańsku, w składzie zaś samą skrobię ryżową. Bywają w różnych kształtach, ale najpopularniejsze to te podłużne, przypominające właśnie polskie kopytka. Przygotowanie ich od podstaw jest bardzo pracochłonne. Zdecydowanie więc wolę gotową wersję. Do ich doprawienia przyda się również syrop kukurydziany, chociaż równie dobrze możecie go zastąpić cukrem, olej sezamowy i sezam.

Tteokbokki
sezam, olej sezamowy i koreański syrop kukurydziany

Jak się je tteokbokki w Korei?

Tteokbokki to mój ulubiony koreański street food. Można go kupić wszędzie. Kopytka pływają w gorącym pikantno-słodkim sosie. Jest czerwony od pasty gochujang. To mazidło, które powstaje na bazie sfermentowanej soi i ostrej papryki. Taka koreańska pasta miso, tyle że piekielnie ostra. Jeśli chcecie gotować częściej koreańskie potrawy – koniecznie się w nią zaopatrzcie, bo jest podstawą wielu przepisów. Ja czasami dodaję ją do polskich zup, które wspaniale podkręca, albo różnych potrawek, którym brakuje charakteru. Gochujang jest również idealną bazą do wszelkich sosów. Koreańskie kopytka kojarzą mi się najbardziej ze studenckimi dzielnicami w Seulu. Tam gdzie są młodzi, muszą być również pojangmacha. To uliczne kramy przykryte namiotami rozstawione na ulicach. Wokół gotujących się potraw można przycupnąć i szybko coś zjeść.

gochujang
gochujang w środku

Co jeszcze pływa w tteokbokki?

W tteokbokki, prócz kopytek i ostrego czerwonego sosu, przeważnie pływają również „fish cake”, czyli koreańska wersja naszej ryby faszerowanej, oraz… jaja ugotowane na twardo. Te ostatnie mają za zadanie równoważyć pikantność dania, a przy okazji uzupełniają je w białko. Spotkałam się również z barową wersją tteokbokki serwowaną w miejscach szybkiej obsługi (bunsikjip). Przeważnie są wtedy z dodatkiem makaronu instant czy parówek. W wersji restauracyjnej, czyli bardziej eleganckiej – widziałam nawet tteokbokki z owocami morza oraz warzywami i wołowiną.

Mój przepis będzie wegańską wersją przysmaku, którym zajadałam się w Korei. To potrawa, która bardzo poprawia mi humor, a przy okazji syci i rozgrzewa. Na jednej miseczce się nie skończy, zaręczam.

tteokbokki
tteokbokki

Przepis na tteokbokki, czyli koreańskie kopytka

(porcja dla 4-6 osób)

  • 1 kg, czyli 2 opakowania kluseczek ryżowych

bulion:

  • 1,5 litra wody
  • 3 suszone grzyby shitake
  • 1 płat kombu
  • 1 kapusta pekińska

sos:

  • 3 łyżki pasty gochujang
  • 3 łyżki syropu kukurydzianego lub cukru
  • ćwierć szklanki wody

składniki:

  • 6 pieczarek
  • 3 dymki
  • 2 bloki tofu
  • łyżka oleju sezamowego
  • łyżka sezamu

Kluski wyjmujemy z opakowania, płuczemy w wodzie i namaczamy na kwadrans w zimnej wodzie. W tym czasie przygotowujemy bulion. Nastawiamy wodę, dodajemy grzyby shitake, kawałek kombu i kapustę pekińską pociętą w kwadraty (najpierw tniemy głąb wzdłuż na ćwiartki a potem siekamy ćwiartki w poprzek).

Kiedy woda ze składnikami bulionu się już zagotuje, wyjmujemy z garnka wodorost kombu. Wodę z grzybami shitake i kapustą przykrywamy pokrywką, zmniejszamy ogień na najmniejszy i gotujemy jeszcze przez 10 minut.

Rozrabiamy sos. Pastę gochujang rozrabiamy w miseczce z syropem kukurydzianym lub cukrem łącząc składniki z wodą. Kiedy wszystko ładnie się rozpuści, dolewamy sos do zupy. Teraz dorzucamy do niej pieczarki i namoczone kluski ryżowe (bez wody, w której się moczyły). Znów przykrywamy i gotujemy na małym ogniu przez kolejny kwadrans do pół godziny. Kluski będą gotowe po chwili, ale chcemy, żeby bulion się zredukował, a kluski puściły skrobię ryżową i ładnie zagęściły nam smakowity sos.

Pod sam koniec gotowania dorzucamy dymkę pociętą w 4 cm kawałki oraz tofu pokrojone w plastry. Układamy je na wierzchu dania. Chcemy żeby się delikatnie podgotowało, ale nie rozpadło. Po paru minutach wyłączamy ogień, doprawiamy potrawę olejem sezamowym i sezamem. Zjadamy gorące!

Korzystasz z moich przepisów? Oznacz mnie na zdjęciu, będzie mi miło zajrzeć do Twojej kuchni.

Szukasz przepisów, rekomendacji i pomysłów, jak delektować się życiem?
Zajrzyj na moje profile społecznościowe.

Nakarmiona Starecka to instagramfacebook i podcast „Z pełnymi ustami” do słuchania na SpotifyTidal i Apple Podcasts

Życie jest za krótkie na złe jedzenie i warto je przeżyć z pełnymi ustami!

Pin It on Pinterest