Przepis inspirowany wycieczką do kalafiorowego bistro Miznon i sezonem na głąby.
Zwiedzałam Wiedeń, miasto kotleciarzy, gdzie na co dzień jada się ulubione mięsne dania cesarza Franciszka Józefa – Tafelspitz i Wiener Schnitzel – jak również kontynuuje inne habsburskie imperialne maniery i zwyczaje. Miasto, w którym nawet faszerowaną kiełbaskę z okienka Käsekrainer popija się szampanem. Nie liczyłam więc, że znajdę jakieś bezpretensjonalne miejsce z kuchnią roślinną. Miałam się jednak mylić.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy na tyłach jednej z największych atrakcji miasta, jaką jest patetyczna i piękna katedra św. Szczepana, wpadłam na kalafiora. I to nie jednego.
To była cała kalafiorowa rodzina filująca na przechodniów z okien restauracji.
Po wejściu do bistra Miznon okazało się, że były wszędzie. Nie tylko na parapetach, ale i na blacie baru, piętrzyły się przy kasie i zalegały na stołach. Przysiadłam, zaczadzona kalafiorowym zapaszkiem, i sięgnęłam po menu. Oczywiście, że było całe z kalafiorów, ale też pieczonych bakłażanów i batatów, różnych smakowitych warzyw serwowanych na sposób izraelski. Z pieca wyjmowano nieustannie kolejne upieczone głąby, skuszona ich świeżością, zamówiłam więc jednego na spróbowanie.
Wylądowała przede mną świeżo ścięta kalafiorowa głowa z doskonale skarmelizowaną skórką, polana tylko odrobiną oliwy i posypana płatkami soli. Raczyłam się nią z wielką przyjemnością. Długo nie cieszyłam się samotnością. Kolorowa, multikulturowa obsługa Miznon była na prawdziwym kalafiorowym haju. Do pieczonego kalafiora dostałam w prezencie jakiegoś fikuśnego drinka, kucharze prezentowali taneczne układy, a kelnerzy bajerowali klientki zaproszeniami na wieczór.
Dowiedziałam się szybko, że bistro jest jedną z dwóch filii (druga jest w Paryżu) lokalu w Tel Awiwie. Obsługa zareagowała zdziwieniem, że jeszcze w nim nie byłam. To kultowe miejsce, przekonywali. Cóż, będę miała okazję niedługo się o tym przekonać, bo mam zamiar odwiedzić Tel Awiw tej jesieni i sprawdzić, jak smakuje miejscowy humus.
Kuchnia roślinna w Wiedniu
W czasie pobytu w Wiedniu odkryłam jeszcze parę miejsc z wegańską kuchnią. Jednym z nich była restauracja Tian, odznaczona jedną gwiazdką Michelin i trzema czapkami Gault & Millau, uznawana za najlepszą wegetariańską restaurację w Europie. Zjadłam tam równie zaskakującą roślinną kolację jak w Miznon, ale w zupełnie innym stylu, bo w eleganckiej i wyrafinowanej oprawie. A na desery zaglądałam do lodziarni pod szyldem Veganista, słusznie słynących z najlepszych lodów w Wiedniu. Wegańskich, ma się rozumieć.
Sprawdź mój przewodnik po wegańskim Wiedniu.
W zestawieniu sprawdzone roślinne adresy!
Przepis na humus z młodym kalafiorem pochodzi z książki „Kalafior to król – 70 przepisów, które tego dowodzą” Leanne Kitchen, która właśnie ukazała się na naszym rynku. Przypomniał mi o wycieczce do Wiednia i rozniecił apetyt na Tel Awiw. Ta książka to istna kalafiorowa biblia, której lektura na pewno będzie pełna niespodzianek. Kalafior wdzięcznie poddaje się eksperymentom. Spróbujcie sami, w końcu trwa sezon na głąby.
Humus z kalafiorem (v)
- 800 g kalafiora
- 4 łyżki oliwy + do polania
- 2 ząbki czosnku
- 1 puszka ciecierzycy
- 1 łyżeczka mielonego kminu rzymskiego
- 4 łyżki pasty sezamowej tahini
- 2 łyżki soku z cytryny
- pieprz i sól do smaku
- sumak do posypania
Kalafior myjemy, dzielimy na małe różyczki. Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni około 30 minut lub gotujemy na parze w parowniku do miękkości. Połowę gotowego kalafiora odkładamy, drugą miksujemy z oliwą, posiekanym czosnkiem, odsączoną ciecierzycą, kminem, tahini, sokiem z cytryny oraz odrobiną wody, jeśli jest taka potrzeba i humus wychodzi zbyt gęsty. Blendujemy na gładką masę i doprawiamy solą i pieprzem. Podajemy z drugą połową kalafiora na wierzchu, odrobiną oliwy i sumakiem.