Bakalarska to warszawski bazar niegdyś słynący z kwiatów ciętych. Dziś coraz częściej niż kolorowymi bukietami przyciąga aromatem pożywnego pho oraz obietnicą zrobienia azjatycznych zakupów spożywczych. Kuchnia wietnamska to nie tylko bardzo mięsne potrawy, to także sporo dań z użyciem ryb i owoców morza, a także ciekawych dań na bazie warzyw czy grzybów. W tym przewodniku na tych ostatnich będę się koncentrować.
Artykuł powstał na Waszą prośbę – regularnie dostaję pytania od moich czytelników, co i gdzie warto tutaj zjeść. Jeśli chcesz iść na skróty, omiń wstęp, adresy znajdziesz w drugiej połowie tekstu.
Skąd wziął się „Mały Wietnam” w Warszawie?
Największa fala wietnamskiej emigracji pojawiła się w Warszawie w końcówce lat 80. Wcześniej Wietnamczycy przyjeżdżali do Polski na studia w ramach wymiany pomiędzy komunistycznymi krajami. Większość z nich nigdy ich nie skończyła, bo komunizm w końcu upadł, a wolny handel dawał więcej możliwości szybkiego zarobku. Szczególnie ten na stadionie X-lecia, na słynnym „Jarmarku Europa”. Można tam było kupić dosłownie wszystko – od rosyjskiego kawioru, po chińskie długopisy, a nawet dorobić się na tym wszystkim niemałej fortuny. W 2008 roku Stadion jednak w końcu zamknięto, a większość Wietnamczyków przeniosła swoje biznesy na kolejne warszawskie bazary przy ulicy Bakalarskiej, Marywilskiej czy w Wólce Kosowskiej.
Kiedy zupa pho zastąpiła kwiaty przy Bakalarskiej?
Bakalarska jest na drodze pomiędzy Parkiem Szczęśliwickim a Okęciem, stosunkowo blisko centrum Warszawy. Nic więc dziwnego, że to właśnie tutaj, w miejscu, które słynęło z giełdy świeżych i plastikowych kwiatów, rozkwitł wietnamski handel, a wraz z nim gastronomia.
Tak jak kiedyś na stadionie, tak tutaj, przy Bakalarskiej można kupić dosłownie wszystko. Od majtek powiększających pupę, po świeżego duriana. A także uszyć na miarę tradycyjne wietnamskie stroje, zamówić wietnamski tort na urodziny, pośpiewać na karaoke, zrobić sobie wietnamską fryzurę (bardzo modna jest obecnie siwizna) oraz paznokcie (króluje migdał).
ZAKUPY SPOŻYWCZE
Durian otwiera długą listę egzotycznych warzyw i owoców dostępnych w wietnamskich spożywczakach. Dostaniecie tu gorzkie melony, pitaje, liczi, a także świeże wietnamskie zioła. Sklepowe półki uginają się od różnych wariantów ryżu, herbat, zupek instant, tofu, przeróżnych grzybów a nawet meduz. Są też bardziej kontrowersyjne z naszej perspektywy produkty takie jak baluty (jaja z rozwiniętym kaczym embrionem), żywe kraby, kozina czy larwy jedwabnika. Ale też bogaty wybór produktów dla osób na diecie roślinnej. Znajdziecie tu chyba wszystkie możliwe stany skupienia tofu – zaczynając od tego najbardziej delikatnego, deserowego niemal, po znane nam kostki tofu. Bakalarska to również moje źródło YUBY, czyli sojowego kożucha. Przepisy z jego udziałem znajdziecie tutaj i tutaj.
Châu Á Hùng Trang
/ BA-10, Bakalarska 11 /
Duży sklep z azjatycką żywnością tuż obok wejścia do budynku Asian Town. Znajdziecie tu wszystko co potrzebne do azjatyzowania domowej kuchni. Jest czysto, świeżo, a dzięki miłej i młodej obsłudze – również sympatycznie. Sprzedawcy świetnie znają swoją ofertę, warto więc ich dopytywać o szczegóły zastosowania konkretnych produktów w razie wątpliwości. Moją uwagę przykuwa tutejsza całkiem imponująca selekcja azjatyckich deserów na wynos. Zaczynając od księżycowych ciasteczek, przez słodkie wietnamskie jogurty i lody z durianem w lodówkach, a kończąc na ukochanym przez młodych Wietnamczyków cieście na bazie… majonezu. Częstowałam nim Monikę Brodkę w moim podcaście – możecie posłuchać tego tutaj – i chyba była w ciężkim szoku. To okrągły biszkopt przekładany słodkim majonezem, solonym żółtkiem i suszoną wieprzowiną.
ŚNIADANIE
Pani z wózeczkiem
Kobieta instytucja. Znaki charakterystyczne? Czerwony parasol, kramik na wózeczku, handel rozstawiony na chodniku. Przeważnie cumuje na samym początku Bakalarskiej, tuż za supermarketem Aldi. Bladym świtem ustawiają się do niej długie kolejki Wietnamczyków. Również tych, którzy prowadzą własną gastronomię, ale śniadanie od Pani z wózeczkiem smakuje przecież najlepiej. Na kartonie, czyli głównym elemencie kramu, jest także napis po polsku: „Drugie śniadanie mistrzów”. Z czegóż się składa?
W menu: kleik ryżowy congee czyli po wietnamsku chao ga z kurczakiem, ale może być też bez, delikatne naleśniki ryżowe bánh cuốn gotowane na parze i podawane z grzybami mung, a także miękkie słodkie ryżowe bułeczki wypełnione farszem z fasoli. I wreszcie moja ukochana gorąca wietnamska pyza banh gio z mąki ryżowej. To jest hit. Zarówno w wersji klasycznej, czyli mięsnej, jak i roślinnej – grzybowej. Podaje się ją ze świeżymi ziołami, prażoną cebulką, srirachą i piklami. Jest przepyszna i ma obłoczną konsystencję.
NOWA CZEŚĆ BAKALARSKIEJ: ASIAN TOWN
Oddana do użytku trzy lata temu mieści w sobie bary i restauracje nie tylko wietnamskie. Jest tu także słynny chiński China Hotpot, bary z kuchnią indyjską, bułgarską, a nawet afrykańską. Na pierwszym piętrze zaś mieszczą się sale weselne, karaoke i game room. Pawilon Asian Town czeka na swojego brata bliźniaka po drugiej stronie bazaru – na razie wciąż w budowie.
An Vat– ryż z wege rozmaitościami
/ na samym końcu Asian Town, za toaletami, obok placu zabaw /
To jest mój ulubiony adresik i źródło roślinnych azjatycznych przyjemności. W menu sporo mięsnych i autentycznych dań z Wietnamu ale też wegańskie opcje. Ich bazą jest ryż do którego można sobie dobrać dodatki. Po prostu zajrzeć w główną gablotkę i wyłowić z niej pyszne roślinki. Do moich ulubionych należy bambus. Pachnie szafą ale smakuje wyśmienicie. Jest pikantny, bo podlany olejem chili. Do tego soczyste tofu gotowane w bulionie, prażone orzeszki, różne kapusty i szpinaki, a nawet zupka z liściem do popicia wszystkiego. Ja sięgam również po omlet lub smażone w całości jajko na twardo marynowane w sosie sojowym a jak jest to czasami i dzwonko makreli o dość intensywnym aromacie. Najlepiej podpytać przesympatyczną właścicielkę tego baru co ma dziś dobrego i bezmięsnego. Stary zajada się tu boczkiem, zupą z tofu i ślimaków oraz golonką podawaną z tą strasznie śmierdzącą pastą ze sfermentowanych krewetek.
Anh 9 – dupczoj z grzybami
/ tuż przy głównym wejściu do Asian Town, po prawej stronie, naprzeciwko China Hotpot/
W Anh 9 menu spotyka się niemal cała Azja, jest ukochany przez Polaków pad thai, jest sałatka z mango podana z krewetkami w iście efekciarskim stylu. Są także krewetki usmażone pod pierzyną ze słodkich ziemniaków. Z bezmięsnych pozycji polecam szczególnie kapustę pak choy podaną z gorącym i bardzo intensywnym w smaku sosem grzybowym. Jest naładowana smakiem umami, którego dużą kumulację posiadają grzyby shitake.
Hanoi Grill – kalarepa i makarony
/ pośrodku Asian Town, przy głównym holu /
Hanoi Grill słynie z dań przygotowanych na swoim grillu opalanym węglem i z pieczonej kaczki. Specjalny piec do jej pieczenia przyjechał z Wietnamu, widać go w otwartej na spojrzenia gości kuchni. Ma kształt wielkiego jaja. Wśród ulubionych dań klienteli są też: zupa mỳ vằn thắn z pierożkami wonton, bun cha z grillowaną wieprzowiną oraz spring rollsy z krewetkami. Szef kuchni z Hanoi, od trzydziestu lat mieszkający w Polsce, szczyci się również pieczonym na zamówienie w całości… świniakiem.
Czy w karcie znajdziemy jednak coś bezmięsnego?
Bardzo mi smakowała sałatka nộm su hào z chrupiącej rześkiej kalarepy, a także mien xao rau – makaron sojowy z warzywami. W karcie zajdziecie także dau phu ngu lieu czyli tofu z warzywami w sosie pomidorowym. Hanoi Grill otwarte jest już od 8 rano. Można więc zacząć dzień od rozgrzewającej zupy pho, a także wypić kawę po wietnamsku.
DESER
To co unikatowe przy Bakalarskiej to sekcja wietnamskich deserów. Można tu zjeść nawet lody z najbardziej śmierdzącego owocka na świecie jakim jest durian. Lody nie śmierdzą na szczęście, dalej jednak mają ten jego charakterystyczny intensywny smak i strukturę pomiędzy serem pleśniowym, mango a cebulą. Czy zachęciłam? To owoc dla koneserów, albo się go kocha albo nienawidzi. Niemniej durianowe lody to bez wątpienia niemała atrakcja Bakalarskiej.
Cici – desery z tofu i durianem
/ na końcu Asian Town, naprzeciwko baru An Vat /
Barek Cici słynie ze swojego deseru ze świeżym durianem, ale wybór słodkości ma duży i oszałamiający. Wszystkie robione są na miejscu. W ofercie także stricte wegańskie, bo bazą w miseczkach prócz mleczka kokosowego może być także delikatne tofu uzupełnione o słodkie fasolki, kolorowe galaretki na bazie agaru, różne smakowo kuleczki z tapioki, a do tego na wierzchu świeży lub prażony kokos. Bardzo lubię tutejszy jajeczny flan, który często dryfuje na powierzchni różnych deserowych kompozycji. Wietnamskie desery w sumie są lżejsze od naszych. Z pewnością mniej tłuste i obfitują w roślinne białko ze strączków.
Tea n me – niezwykłe kawy i herbaty
/ na tyłach Cici /
Tea n me nie przestaje mnie zaskakiwać. Kiedy mam wrażenie, że spróbowałam już wszystkiego, wtedy okazuje się, że przegapiłam jeszcze zieloną herbatę z liczi i płatkami róży. Bardzo lubię tutejszą kawę z… soloną śmietaną. To w zasadzie deser. Bizarny pomysł, bo bazujący na topionym serku, tłuściutki, ale bardzo smaczny. Pyszna, przypominająca nieco bawarkę jest czarna herbata z cukrem muscovado i kulkami tapioki, a także zielona z kumkwatem. Totalny odjazd. A, przypomniałam sobie. Nie próbowałam jeszcze kawy z herbatą matcha. Jeśli będziecie pierwsi, dajcie znać jak smakuje?
Korzystasz z moich rekomendacji? Oznacz mnie na zdjęciu, będzie mi miło poznać Twoją opinię.
Szukasz przepisów i pomysłów, jak delektować się życiem?
Zajrzyj na moje profile społecznościowe.Nakarmiona Starecka to instagram, facebook i podcast „Z pełnymi ustami” do słuchania na Spotify, Tidal i Apple Podcasts.
Życie jest za krótkie na złe jedzenie i warto je przeżyć z pełnymi ustami!