Miałam straszny sen. Śnił mi się komiks z samymi złymi bohaterami.
Szłam sobie Powiślem, ulicą Solec, gdy nagle dopadli mnie z dwóch stron. Dr. Donut osaczył mnie z lewej kordonem niebiesko-zielonych, przerażająco lepkich donutów mierzących do mnie z ciastek oreo, karmelowym popcornem, gwiazdkami z czekolady. Tyły zabezpieczało brownie przebrane za pizzę. Z prawej nacierał Mr. Pancake.
Zaciągnął mnie do małego i długiego jak wagon tramwajowy pomieszczenia. Próbował wmusić we mnie fuck winter shake ze zmiksowanych malin, bananów i bitej śmietany, a potem niebieską, gorącą czekoladę, odwróciłam głowę, zacisnęłam usta i oczy, próbując nie wyobrażać sobie, z jakiej ilości chemii i kalorii się składają.
Chciałam uciekać, ale nogi grzęzły mi w bitej śmietanie, biegłam coraz wolniej i wolniej, jakby w miejscu. Nie mogłam dotrzeć do drzwi, za którymi przyczaiły się złowrogie donuty we wszystkich kolorach tęczy, iskrzące się z nerwów kosmicznymi posypkami, które można kupić w supermarketach. Niewidzialna siła ściągnęła mnie w dół, siadłam przy plastikowym stole, na którym były dwa talerze. Na każdym z nich spoczywał stos pankejków, jeden był oblany wodnistym karmelem i obsypany pieprzem, a na samej górze miał wysuszone na wiór jajko sadzone i spalony bekon (18 zł), drugi skrył się pod czapą z nutelli i pokrojonego w plastry banana (15 zł).
Otoczyły mnie dzieci z różowymi włosami, powtarzały, że to specjalność zakładu, że muszę ich spróbować, inaczej nie wyjdę. – Całe miasto zwariowało na ich punkcie, nigdzie indziej nie znajdziesz takich naleśników! – mówiły, a w ich oczach, zamiast źrenic, poruszały się kolorowe cukierki Skittles. Spróbowałam z obrzydzeniem pankejków pod spalonymi jajkiem i bekonem. Suche naleśniki zaczęły musować w ustach sodą.
Za chwilę poczułam jej palącą moc w żołądku. – Jak to ci nie smakują? – dzieci robiły się coraz większe, jak w komedii familijnej science fiction z lat dziewięćdziesiątych, i coraz bardziej nerwowe. – Co ty wiesz o food pornie, może chcesz stanąć w kolejce do Manekina? – groziły bitą śmietaną w sprayu. Któreś w końcu nie wytrzymało i psiknęło mi nią w oczy, z sufitu posypał się grad M&M’s-ów i żelowych fasolek. Zaczęłam krzyczeć i… obudziłam się w swoim łóżku.
Po chwili zorientowałam się, że to nie był sen. Źli bohaterowie, Dr. Donut i Mr. Pancake, istnieją naprawdę.
Mr. Pancake
ul. Solec 50, Warszawa
Dr. Donut
ul. Solec 103, Warszawa