Śledź – kiedyś symbol postu, dziś bohater nowej, świeckiej tradycji. Gdzie w grudniu w Warszawie zjeść najlepszego śledzia? Oto kilka sprawdzonych adresów.
Ze wszystkich słodyczy najbardziej kocham śledzie. Trzymam się tej miłości od lat, dlatego w grudniu z entuzjazmem korzystam ze świeckiej tradycji spotykania się przy śledziu – zarówno w barach, w restauracjach, jak i w domach. W ramach domowych „śledzików” co roku odbywa się rywalizacja o najciekawszą, zaskakującą potrawę śledziową. W poprzednich latach były już śledzie z kolendrą i jalapeño, w curry i z rodzynkami, z pomidorami i papryką, w przyprawie piernikowej, a nawet w paście miso. Jednak na koniec zawsze się okazuje, że klasyczne śledzie – czy to z ziemniakami i ze śmietaną, czy po prostu z olejem lnianym i cebulą – są bezkonkurencyjne. Oto moje ulubione miejsca, gdzie hołduje się tej tradycji.
Ćma by Mateusz Gessler, Hala Koszyki, ul. Koszykowa 63
Hala Koszyki nie jest moim ulubionym miejscem spotkań, ale doceniam klimat, który udało się stworzyć Mateuszowi Gesslerowi przy barze z widokiem na otwartą kuchnię. Ćma to nowoczesne wnętrze ale z charakterem, przytulne chociaż w stylu bistro. Zjecie tu śledzia macerowanego w oleju lnianym (36 zł) – porządny kawał jędrnego filetu z ziemniakami, kopą cebuli i śmietany.
Mozaika, ul. Puławska 53
Kawiarnia z kolorowym neonem była w latach 70. najmodniejszym miejscem w Warszawie. Tu przychodził Kieślowski, Rolke wodził wzrokiem za kociakami do swoich kadrów, a reszta ćmiła papieroski nad kawą po turecku. Lokal jest dawno po gruntownym remoncie, ale zachował jakiś urok retro. Pamiątką tamtych czasów jest też całkiem wyborny śledzik w korzennych przyprawach (19 zł).
Lotos, ul. Belwederska 2
Karta Lotosu oferuje to samo co 40 lat temu. To jeden z nielicznych reliktów PRL-owskiej gastronomii, który odnalazł się w nowej rzeczywistości. Kiedyś przesiadywali tu filmowcy z Wytwórni Filmów Fabularnych i Dokumentalnych z ulicy Chełmskiej, która jest nieopodal, dziś wyściełane wikliną wnętrza obsadza głównie męska reprezentacja studentów, dresiarzy, emerytów, biznesmenów i profesorów. W karcie prócz genialnego tatara z dyskretną kapką maggi śledź na dwa sposoby: w oleju i śmietanie (16 zł). Więcej o Lotosie przeczytacie TU.
Restauracja Rozdroże, Al. Ujazdowskie 6
Lokal równie zasłużony dla życia towarzyskiego i uczuciowego Warszawy jak Mozaika czy Lotos. W przeciwieństwie do nich jednak nie dostał szansy na nowe życie i służy głównie jako bezpieczna przystań cumujących tu przy wuzetce emerytów i przypadkowej dość klienteli. Ceny za to poszły kosmicznie wręcz poszybowały w górę. Niemniej śledź z kaparami i w kwaśnej śmietanie jest w Rozdrożu niczego sobie (36 zł).
Skamiejka, ul. Ząbkowska 37
Śledź w praskiej Skamiejce rozkocha w sobie każdego amatora tej ryby. Pani Tamara podaje go z cebulką, polewa tłoczonym na zimno olejem słonecznikowym, oprósza kolendrą, ale uprzednio marynuje w swojej ulubionej gorczycy. W efekcie jest sprężysty i soczysty, pełen korzennego aromatu (17 zł). Na śledziu jednak fantazja pani Tamary się nie kończy. Słynie ona bowiem z rosyjskiej zupy rybnej, uchy, oraz pierożków pielmieni i chinkali. To jedyne takie rosyjskie miejsce z duszą w Warszawie. Nie sposób o nim zapomnieć.
U Sióstr, ul. Złota 63
Śledzik tym razem po ukraińsku choć wyglada znajomo. Pierwszy w karcie to śledzik pod szubą, czyli schowany pod kopcem zacementowanych majonezem rozgotowanych ziemniaków, marchewek, buraków oraz zestruganych na tarce jajek na twardo, drugi zaś to marynowany w tutejszej kuchni śledź podany z gorącymi ziemniakami w mundurkach. Jeden lepszy od drugiego, trzeba próbować! Więcej o tej ukraińskiej restauracji przeczytacie TU.
Pod Samsonem, ul. Freta 3
Restauracja z kuchnią żydowską istnieje od 1959 roku. Zabierał mnie tu ojciec, kiedy byłam mała. Już wtedy zajadałam się śledziami. Były i są wyśmienite. I jedne z najtańszych w mieście. W karcie występują w paru odsłonach: z olejem i cebulką (10 zł), w śmietanie (12 zł) i jako tytułowy Samson (15 zł), a nawet jako danie główne z ziemniakami (12 zł). Do śledzi obowiązkowo zimna wódka za niecałego piątaka.
Kompania Piwna, ul. Podwale 25
Golonki, pierogi, sznycle, barszcz z kołdunami i kiszona kapusta. Samo dobro popijane hektolitrami piwa. Zlokalizowana nieopodal Barbakanu Kompania przyciąga turystów ciekawych polskiej kuchni i nieustraszonych pogromców kalorii. W pierwszej części menu przycupnął śledź – niby w przystawkach, ale właściwie to całe danie. Do ryby podaje się bowiem pumpernikiel i sałatkę ziemniaczaną (29 zł).




Paloma Inn, Hoża 58/60
Chciałabym się zestarzeć w tym lokalu zjadając tost hawajski z wisienką i bekonem z yuby (bardzo sexy sojowego kożucha). A grudzień nieustająco świętować tutejszym śledzikiem w wersji bardzo bankietowej. Bardziej szczegółowo rzecz ujmując jest to maślana brioszka z holenderskim matjasem, podwędzonymi kaparami, wegańskim kawiorem, kwaśną śmietaną, słodką cebulką i szczypiorkowym zielonym majonezem (25 zł). Polecam również zamówić fondue z piklowaną rzodkiewką i kalafiorkiem do maczania i jeszcze koniecznie faux gras („faux” a nie „foie”, bo wegańskie), do złudzenia w smaku przypominające oryginał, ale zamiast z wątróbek ukręcone z trufli, miso, nerkowców i koniaku!
A wy, macie swoje sprawdzone adresy na „śledzika”? Podzielcie się koniecznie!
Podobał Ci się mój artykuł? Kliknij „Lubię to!” lub „Udostępnij”. Nakarmiona Starecka jest również na Facebooku i Instagramie. Zapraszam!