Idealne na lato, chrupiące i rześkie – inspirowane moją podróżą do Istrii.
Ipša to nazwa wioski i zarazem nazwisko rodziny, która produkuje oliwę i wina. Wioskę zamieszkuje niecałe 20 osób, nie dziwi zatem, że relacje sąsiedzkie są tu niezwykle bliskie. O wszystkim decyduje się wspólnie, tak samo – razem – świętuje się każdą uroczystość. Sąsiedzi znają daty swoich urodzin i szukają pretekstu do wspólnych biesiad. Wyobrażam sobie, jak przyjemne musi być świętowanie właśnie tu, na szczycie istryjskich gór, z widokiem na malowniczą przełęcz porośniętą gajami oliwnymi.
Trafiłam do Ipši podczas swojej podróży tropem najlepszych produktów Istrii, regionu Chorwacji słynącego z owoców morza, wina i trufli. To miejsce było zdecydowanie inne od wszystkich. Daleko od cywilizacji, do której prowadziła stroma i kręta droga, ciche i spokojne. Jak miało się okazać, to właśnie w tych idyllicznych warunkach powstaje oliwa zaliczana do najlepszej dwudziestki na świecie.
Delektowałam się nią podczas degustacji w starym domu rodzinny Ipša. Był upalny dzień, ale kamienne mury otulały nas przyjemnym chłodem. W miejscu, w którym stały tanki z oliwą, w czasie drugiej wojny światowej był schron, a stół, przy którym siedziałam, pochodził sprzed paru stuleci i stanowił centralne miejsce w kuchni z piecem opalanym drewnem. Nad moją głową wisiały wianki ziół, które święci się w wiosce co roku w intencji udanych zbiorów. Przede mną zaś stały cztery rodzaje oliwy produkowane przez rodzinę Ipša. Rozlano ją do małych czarek, żeby można było je ogrzać w dłoni i poczekać, aż uwolnią aromat. Zanurzyłam się w nim, a potem upiłam oliwy, napowietrzając przy tym haust (jak robi się w przypadku wina). Każda była inna, a wszystkie frapujące. Trudno się było zdecydować na konkretną, w każdej można było odnaleźć jakąś część krajobrazu za oknem. W końcu zdecydowałam się zabrać ze sobą Leccino – świeżą i elegancką, idealnie pasującą do owoców morza, ryb i serów.
Degustacji towarzyszyły przekąski. Gospodyni do oliwy podała duszony fenkuł z własnego warzywnika, bruschettę z soczystymi i aromatycznymi pomidorami oraz surową cukinię, skrojoną we wstążki i obsypaną jedynie parmezanem. Ta ostatnia absolutnie mnie zachwyciła. Była tak chrupiąca, pełna smaku, który podbijały wiórki sera i oliwa, że od razu zapragnęłam zrobić ją sobie we własnej kuchni. Dzielę się dziś z wami tym prostym odkryciem. Zróbcie sobie Istrię w domu.
Carpaccio z cukinii z oliwą i parmezanem
- 1 cukinia
- 15 g parmezanu
- szczypta soli
- szczypta pieprzu
- dobrej jakości oliwa
Cukinię myjemy i kroimy obieraczką we wstążki. Kawałek parmezanu ścieramy – również we wstążki. Układamy wszystko na talerzu, doprawiamy solą, pieprzem i porządnie polewamy oliwą. Zjadamy od razu jako sałatkę lub przystawkę przed daniem głównym.
Korzystasz z moich przepisów? Oznacz mnie na zdjęciu, będzie mi miło zajrzeć do Twojej kuchni.
Szukasz przepisów, rekomendacji i pomysłów, jak delektować się życiem? Zajrzyj na moje profile społecznościowe. Nakarmiona Starecka to instagram, facebook i podcast „Z pełnymi ustami” do słuchania na Spotify, Tidal i Apple Podcasts. Nowe odcinki w każdą niedzielę, a w nich spotkania z gośćmi przy deserach.
Życie jest za krótkie na złe jedzenie i warto je przeżyć z pełnymi ustami!