Gdy jako nastolatka przeżywałam fascynację francuską bohemą, marzyłam: jak dorosnę, będę mieć własną kawiarnię. Oczywiście nie na własność, nic z tych rzeczy. Chodziło o zaprzyjaźnione miejsce, które będzie po sąsiedzku na tyle, by zbiec do niego choćby w kapciach (w apogeum fantazji kapcie zamieniły się w peniuar).
Widziałam siebie, jak o poranku delektuję się kawą z nosem nad gazetą i psem pod nogami, a wieczorem z lampką wina rozbawioną towarzystwem lokalnej cyganerii. Czas mijał, ja dorosłam, a romantyczne lektury szybko wyparowały mi z głowy. Nie chciałam być już artystowską muzą, ale zaradną, niezależną kobietą, która nie trwoni czasu na kąpiele, lecz bierze szybki prysznic.
Dopiero kiedy zamieszkałam na Żoliborzu, ukochanym zielonym Żoliborzu, nieopodal mojej dawnej szkoły muzycznej, a później pierwszej pracy, która mieściła się w tym samym lokalu – na pierwszym piętrze pięknego pałacyku Teatru Komedia zaprojektowanego przez Brukalskiego – odkryłam, że moja wymarzona przed laty kawiarnia istnieje. Na rogu Sierpeckiej i Krechowieckiej, w lokalu po salonie kosmetycznym Piękna Pani zajmuje przestronne wnętrze i ogródek. Okazało się, że mogę wpadać do niej na pierwszą kawę, a wieczorami sączyć mój ulubiony cydr. Kawiarnia Secret Life stała się moim małym sekretem.
Secret Life Cafe była azylem podczas upalnych dni w nagrzanym domu i kiedy w mojej suterenie stopy kurczyły mi się z zimna. Łapałam za laptopa i pędziłam tu pracować. Z Kuchcikiem wpadaliśmy do niej w weekendy, by rozciągnąć się na leżakach i walnąć piwko (przyłapała nas na tym Restaurantica). Nad dobrą kawą z Kofi Brand czy bezowym pięterkiem przełożonym owocem odbyłam w jej murach rozmowy trudne i intymne: z dawno niewidzianym przyjacielem, koleżanką z pracy, a nawet z teściami.
Nie czułabym się w Secret Life Cafe tak dobrze, gdyby nie gospodarze tego miejsca. Zuza i Michał to para w życiu i w pracy, bezpretensjonalna, serdeczna, ciekawa swoich gości i… kochająca psy. Z wzajemnością, nie ma drugiej takiej psiawiarni w Warszawie.
Zuza i Michał prowadzą w Secret Life Cafe kuchnię domową, opartą na składnikach, które mają również w swojej lodówce. Większość z nich pochodzi z małych sklepików. Nie stosują rafinowanego cukru i dużej ilości soli. Chętnie za to sięgają po organiczne zboża i bakalie. Kozie sery kupują od zaprzyjaźnionych gospodarstw, warzywa i owoce sezonowe mają od Pana Ziółko i małżeństwa Romantowskich, szynkę kupują w Spiżarni u Braci, a salami – we włoskich delikatesach Piccolo Italia. Tart i słodkich wypieków dostarczają im małe domowe manufaktury lub blogerzy.
Secret Life na zawsze pozostanie moją kawiarnią, choć już tylko we wspomnieniach snutych w nowej bazie w Śródmieściu. Czas więc podzielić się z wami sekretem. Potraktujcie go jak swój własny, a ja postaram się od czasu do czasu was odwiedzić.
Secret Life Cafe
ul. Słowackiego 15/19
Warszawa