Śledź – kiedyś symbol postu, dziś bohater przedświątecznej tradycji. Gdzie w grudniu w Warszawie zjeść najlepszego śledzia? Oto kilka sprawdzonych adresów.
Ze wszystkich słodyczy najbardziej kocham śledzie. Trzymam się tej miłości od lat, dlatego w grudniu z entuzjazmem korzystam ze świeckiej tradycji spotykania się przy śledziu – zarówno w barach, w restauracjach, jak i w domach. W ramach domowych „śledzików” co roku odbywa się rywalizacja o najciekawszą, zaskakującą potrawę śledziową. W poprzednich latach były już śledzie z kolendrą i jalapeño, w curry i z rodzynkami, z pomidorami i papryką, w przyprawie piernikowej, a nawet w paście miso. Jednak na koniec zawsze się okazuje, że klasyczne śledzie – czy to z ziemniakami i ze śmietaną, czy po prostu z olejem lnianym i cebulą – są bezkonkurencyjne. Oto moje ulubione miejsca, gdzie hołduje się tej tradycji.
Paloma Inn, Hoża 58/60
Chciałabym się zestarzeć w tym lokalu zjadając tost hawajski z wisienką i bekonem z yuby (bardzo sexy sojowego kożucha). A grudzień nieustająco świętować tutejszym śledzikiem w wersji bardzo bankietowej. Bardziej szczegółowo rzecz ujmując jest to maślana brioszka z holenderskim matjasem, podwędzonymi kaparami, wegańskim kawiorem, kwaśną śmietaną, słodką cebulką i szczypiorkowym zielonym majonezem. Polecam również zamówić fondue z piklowaną rzodkiewką i kalafiorkiem do maczania i jeszcze koniecznie faux gras („faux” a nie „foie”, bo wegańskie), do złudzenia w smaku przypominające oryginał, ale zamiast z wątróbek ukręcone z trufli, miso, nerkowców i koniaku!
U Sióstr, ul. Złota 63
Śledzik tym razem po ukraińsku choć wyglada znajomo. Pierwszy w karcie to śledzik pod szubą, czyli schowany pod kopcem zacementowanych majonezem rozgotowanych ziemniaków, marchewek, buraków oraz zestruganych na tarce jajek na twardo. Drugi zaś to marynowany w tutejszej kuchni śledź podany z gorącymi pieczonymi ziemniakami. Jeden lepszy od drugiego, trzeba próbować! Więcej o tej ukraińskiej restauracji przeczytacie TU.
Źródło, ul. Targowa 81
Restauracja na warszawskiej Pradze Północ, niedaleko pomnika „Czterech śpiących”, to jedno z niewielu tak progresywnych miejsc z autorską kuchnią polską w Warszawie. Bistro z ciekawym wnętrzem, swobodną przyjemną atmosferą, otwartą kuchnią na salę i bogatym wyborem win słynie już z intrygujących interpretacji tradycji jak i sięgania po zapomniane produkty. Śledzik tutaj podaje się zatem z duszoną cebulką jabłkową, dressingiem makowym i pumperniklem.
Pod Gigantami, al. Ujazdowskie 24
Śledzik w wydaniu iście królewskim, bo spożywany na salonach kamienicy zbudowanej latach 1904–1907 z klasycystycznymi i barokowymi elementami. Polecam zająć stolik na wprost efektownego portretu Stanisława Augusta w stroju koronacyjnym autorstwa Marcello Bacciarelliego i patrząc mu głęboko w oczy zjeść wybornego śledzia na żytnim chlebie z czerwoną cebulą i majonezem szczypiorkowym.
FishMarket Der Elefant, pl Bankowy 1
To jedno z moich ulubionych miejsc w Warszawie w ogóle. Część rybna, zwana Fishmarketem restauracji Der Elefant, ma wyjątkową atmosferę gwarnego bistro i niepodrabialny retro sznyt. Lubię siadać tuż przy otwartej na salę kuchni z efektowną ladą pelną świeżych owoców morza. Poza wyśmienitym śledziem litewskim jadam tu zawsze ostrygi (ulubione to te francuskie Gillardeau) i kraba podawanego z gorącym masłem.
Ćma by Mateusz Gessler, Hala Koszyki, ul. Koszykowa 63
Hala Koszyki nie jest moim ulubionym miejscem spotkań, ale doceniam klimat, który udało się stworzyć Mateuszowi Gesslerowi przy barze z widokiem na otwartą kuchnię. Ćma to nowoczesne wnętrze ale z charakterem, przytulne chociaż w stylu bistro. Zjecie tu śledzia macerowanego w oleju lnianym – porządny kawał jędrnej rybki z ziemniakami, kopą cebuli i śmietany.
Mozaika, ul. Puławska 53
Kawiarnia z kolorowym neonem była w latach 70. najmodniejszym miejscem w Warszawie. Tu przychodził Kieślowski, Rolke wodził wzrokiem za kociakami do swoich kadrów, a reszta ćmiła papieroski nad kawą po turecku. Lokal jest dawno po gruntownym remoncie, ale zachował jakiś urok retro. Pamiątką tamtych czasów jest też śledzik z gorczycą i czerwonym pieprzem.
Lotos, ul. Belwederska 2
Karta Lotosu oferuje to samo co 40 lat temu. To jeden z nielicznych reliktów PRL-owskiej gastronomii, który odnalazł się w nowej rzeczywistości. Kiedyś przesiadywali tu filmowcy z Wytwórni Filmów Fabularnych i Dokumentalnych z ulicy Chełmskiej, która jest nieopodal, dziś wyściełane wikliną wnętrza obsadza głównie męska reprezentacja studentów, dresiarzy, emerytów, biznesmenów i profesorów. W karcie prócz genialnego tatara z dyskretną kapką maggi śledź na dwa sposoby: w oleju i śmietanie. Więcej o Lotosie przeczytacie TU.
Restauracja Rozdroże, Al. Ujazdowskie 6
Lokal równie zasłużony dla życia towarzyskiego i uczuciowego Warszawy jak Mozaika czy Lotos. W przeciwieństwie do nich jednak nie dostał szansy na nowe życie i służy głównie jako bezpieczna przystań cumujących tu przy wuzetce emerytów i przypadkowej dość klienteli. Ceny za to poszły kosmicznie wręcz poszybowały w górę. Niemniej śledź z kaparami i w kwaśnej śmietanie jest w Rozdrożu niczego sobie.
Skamiejka, ul. Ząbkowska 37
Śledź w praskiej Skamiejce rozkocha w sobie każdego amatora tej ryby. Pani Tamara podaje go z cebulką, polewa tłoczonym na zimno olejem słonecznikowym, oprósza kolendrą, ale uprzednio marynuje w swojej ulubionej gorczycy. W efekcie jest sprężysty i soczysty, pełen korzennego aromatu. Na śledziu jednak fantazja pani Tamary się nie kończy. Słynie ona bowiem z rosyjskiej zupy rybnej – uchy, oraz pierożków pielmieni i chinkali. To jedyne takie rosyjskie miejsce z duszą w Warszawie. Nie sposób o nim zapomnieć.
Pod Samsonem, ul. Freta 3
Restauracja z kuchnią żydowską istnieje od 1959 roku. Zabierał mnie tu ojciec, kiedy byłam mała. Już wtedy zajadałam się śledziami. Były i są wyśmienite. I jedne z najtańszych w mieście. W karcie występują w paru odsłonach: z olejem i cebulką, w śmietanie i jako tytułowy Samson, a nawet jako danie główne z ziemniakami. Do śledzi obowiązkowo zimna wódka za niecałego piątaka.
Kompania Piwna, ul. Podwale 25
Golonki, pierogi, sznycle, barszcz z kołdunami i kiszona kapusta. Samo dobro popijane hektolitrami piwa. Zlokalizowana nieopodal Barbakanu Kompania przyciąga turystów ciekawych polskiej kuchni i nieustraszonych pogromców kalorii. W pierwszej części menu przycupnął śledź – niby w przystawkach, ale właściwie to całe danie. Do ryby podaje się bowiem pumpernikiel i sałatkę ziemniaczaną.
Korzystasz z moich rekomendacji? Oznacz mnie na zdjęciu, będzie mi miło poznać Twoją opinię.
Szukasz przepisów i pomysłów, jak delektować się życiem?
Zajrzyj na moje profile społecznościowe.Nakarmiona Starecka to instagram, facebook i podcast „Z pełnymi ustami” do słuchania na Spotify, Tidal i Apple Podcasts.
Życie jest za krótkie na złe jedzenie i warto je przeżyć z pełnymi ustami!