– O telewizji mam jak najgorsze zdanie, bardzo dziękuję za zaproszenie, ale nie skorzystam – odpisałam w pierwszym odruchu producentom „Top Chef” na zaproszenie do udziału w programie. Wychowałam się bez telewizora, za to z uchem przy radiu. Kontestowałam świecące pudełko od zawsze. A wszystkie reality show, które miałam okazję gdzieś obejrzeć, wyrobiły we mnie mocne przekonanie – telewizja kieruje się własnym interesem, zupełnie nie zważając na dobro jej bohaterów.
Potem jednak obejrzałam parę odcinków „Top Chefa” i zaciekawił mnie obraz polskiej gastronomii wyłaniający się z programu. Obraz odzierający ze złudzeń i obnażający nasz nieudolny system edukacji zawodowej, w której – jak mówi plotka – zajęcia z filetowania ryb przeprowadza się na styropianowych fantomach (plotka, sama nie widziałam, ale jestem w stanie uwierzyć). Chciałam przyjrzeć się temu bliżej i podejrzeć kucharzy biorących udział w polsatowskim show. Ambitnych, chcących wykazać się kreatywnością.
Argumentem za były też osoby zaproszone oprócz mnie do programu. Bartek Kieżun, czyli Krakowski Makaroniarz, bloger magazynu „KUKBUK”, Agata Wojda, szefowa kuchni Opasłego Tomu, ale też, a jakże, nasza kukbukowa felietonistka i blogerka, Agata Michalak, redaktor naczelna magazynu „KUKBUK”, Beata Lipov z Lawendowego Domu, Where’s The Food, Agata Jędraszczak, czyli Kuchnia Agaty, Ola Lazar, twórczyni serwisu Gastronauci, oraz autorzy Latających Talerzy. Zostaliśmy zaproszeni w charakterze ekspertów, mieliśmy być gościnnym jury oceniającym dania zaproponowane przez uczestników.
W restauracji Warszawa Wschodnia, gdzie miały odbyć się zdjęcia, stawiliśmy się rano, o godzinie 10. Uczestnicy tym razem zostali podzieleni na dwa zespoły. Szefem jednej grupy został Martin Gimenez Castro, wraz z nim o zwycięstwo walczyli Sylwia Sztandera i Bartłomiej Krężel. Szefem Piotra Ślusarza i Maliki Juchnowicz został Darek Kuźniak. Zaskoczeniem był rozmach produkcji. Kilkanaście kamer podglądających nas z każdej strony, wielka ekipa oraz prawdziwy czas nagrywania konkurencji. Uczestnicy rzeczywiście mieli 45 minut, by wydać nam lancz złożony z przystawki, dania głównego i deseru z narzuconymi przez szefa kuchni Warszawy Wschodniej Mateusza Gesslera składnikami – dynią i polędwicą wołową. Tu nie było ściemy, gotowanie i serwowanie odbyło się na naszych oczach, chociaż zespoły podały nam dania po czasie. Dlaczego więc zdjęcia zakończyły się dopiero o 18? Zeszło na przerwy pomiędzy wystąpieniami jednego i drugiego zespołu, filmowanie spojrzeń uczestników, gości, na powtórzone setki, na profile, uśmiechy, rozmowy Gesslera z Łapanowskim.
To, co wydał zespół Martina, mocno nas rozczarowało. Zupa dyniowa na mleku kokosowym to ograny klasyk, choć w tym wypadku smaczny. Danie główne ugodziło w dumę Martina. Argentyńczyk zaserwował nam prawie surowe mięso owinięte równie surowym boczkiem. Deser Sylwii jednak zatarł złe wrażenie, jako jedyny w zestawie był dopracowany. Byłam na tyle zaniepokojona kondycją argentyńskiej kuchni w naszym kraju, że po nagraniu popędziłam na Hożą sprawdzić, jak Martin daje sobie radę na co dzień w swojej restauracji Mondovino.
surowa wołowina i boczek od Martina
zabajone Sylwii
Po długiej przerwie na tynkowanie naszych twarzy pudrem, kawki, ploteczki z branży na planie pojawił się pupil programu – Darek Kuźniak. Był lepszy w logistyce. Zamiast biegać ślepo po kalafiorach, stanął pośrodku straganu i zaczął na kartce papieru rysować plan lanczu. Trójka metodycznie ruszyła na zakupy, rozpoczęło się gotowanie. Mateusz Gessler, który na jednym wydechu zwierzył się Martinowi: „Wasza robota jest do dupy”, tym razem przycichł nieco i opanował wulgaryzmy cisnące mu się na usta. Samce alfa, szef restauracji i Kuźniak, zaliczyli krótkie spięcie. Darek skończył zadanie, chociaż zupa w kolorze błota nie rzuciła nas na kolana. Stek na mięsistym plastrze dyni był zdecydowanie lepszy. Deser w porównaniu z pracą Sylwii wypadł słabo. Zagłosowaliśmy jednak na zespół Darka – ze względu na panowanie nad zespołem, skupienie, wygraną walkę z czasem.
bura zupa Darka
niezły stek na plastrze dyni od Kuźniaka
Naszą opinię przekazał przed kamerami Mateusz Gessler. My pojechaliśmy do domów, wygłodniali po dniu wypełnionym czekaniem na akcję i jedzenie.
Naszego trudu i zaangażowania nie mieliście jednak okazji obejrzeć w odcinku (do obejrzenia TU). Większość z zaproszonych gości została pozbawiona głosu. Byliśmy statystami! Mój szacunek dla ambicji i ciężkiej pracy kucharzy biorących udział w programie nie zmienił się, zdanie na temat telewizji – niestety – również.