Nie sądziłam, że dostąpię kiedyś takiego zaszczytu, ale mogę to już oficjalnie bez żadnych wątpliwości potwierdzić. Łączy mnie coś z Księciem Karolem! Pardon, Królem! Królem Karolem. Oboje lubimy spędzać zimę na nartach w Klosters. Mimo szwajcarskiej słynnej na cały świat dyskrecji – nie możemy tego dalej ukrywać. Byliśmy tam widziani!

Fot.: Marcelina Misztal
JAZDA NA NARTACH Z KAROLEM
Brytyjska rodzina królewska przyjeżdża do Klosters od dekad. Księcia Karola widywano tu jeszcze u boku księżny Diany. Ich synowie uczyli się jazdy na nartach w tym kurorcie i to właśnie w Klosters, a nie gdzie indziej, po raz pierwszy widziano księcia Williama z jego przyszłą żoną księżną Kate. Wielbicieli tego urokliwego miasteczka położonego tuż obok znanego na cały świat luksusowego ośrodka w Davos wśród brytyjskiej rodziny królewskiej nie brakuje. Liczyłam więc po cichu, że wpadnę na kogoś, czy to w barze, czy na stoku, a może przy kluskach ze szwajcarskim serem, w którejś z lokalnych restauracji. Po całym pierwszym dniu wypełnionym oczekiwaniem wieczorem już nie wytrzymałam i zaczęłam wypytywać o Karola wszystkich napotkanych przeze mnie mieszkańców Klosters. Każdy mówił to samo: „Przyjeżdżał co roku, ale odkąd został królem, jest chyba zbyt zajęty”.



Postanowiłam zatem skupić się na walorach miejsca, które oboje z Karolem pokochaliśmy. A zatem na mnogości tras i doskonałych warunkach narciarskich, monumentalności otaczającego je górskiego pejzażu i luksusie przestrzeni. Podczas zjazdów z legendarnego Parsenn czy Madrisy dostrzegłam dosłownie garstkę towarzyszących mi narciarzy. Bo pomijając wszystko – styczeń to zawsze dobry czas na narty, tuż po sylwestrze, a jeszcze przed feriami zimowymi.
Stoki zdawały się nie kończyć, trzeba było więc robić od czasu do czasu przystanki, by zebrać siły do dalszej jazdy. Pogoda sprzyjała, na bezchmurnym niebie świeciło słońce, można się było nim cieszyć nawet w przerwie na obiad czy kawę. I tak trafiłam do dwóch miejsc na stoku, które z pewnością zna również Karol.



JEDZENIE NA STOKU
Pierwsze to Erezsässhütte, przy dolnej stacji Schifer, w sercu ośrodka Davos/Klosters Parsenn. Przykuwa uwagę piękną, typową zresztą dla Alp, drewnianą bryłą budynku. Można tu pysznie zjeść, można nawet zatrzymać się na noc. Ja z karty wybrałam krzepiący, bardzo odżywczy i chrzanowy tafelspitz, a na deser pieczone jabłko pod ciastem ukryte w menu pod szlafrokiem: äpfel im schlafrock. A do picia równie zabawne z nazwy schümli pflümli. To słodka kawa ze śliwkowym schnappsem i bitą śmietaną. Ze względu na zawartość % polecam się nią raczyć jednak już po zakończonej jeździe na nartach.






Drugie wyjątkowo malowniczo położone miejsce to Madrisa-Hof z zapierającym dech w piersiach widokiem na góry Klosters. Restauracja słynie z pizzy, ale muszę przyznać, że najbardziej rozsmakowałam się w tutejszych kluseczkach z serem, przy których jak wcześniej pisałam, liczyłam spotkać się z Karolem. Ciekawa jestem, czy również jest ich koneserem. Wyglądem przypominają nasze zacierki, ale w przeciwieństwie do nich pływają w lokalnym górskim serze, a nie w zupie, pod chrupiącą warstwą słodkiej karmelizowanej prażonej cebulki. Tradycyjnie serwuje się je z musem… jabłkowym. Tak, to połączenie naprawdę ma sens! Zamówiłyśmy je do podziału z koleżankami, ale były tak smaczne, że sama zjadłam połowę tej gigantycznej porcji. Szukajcie ich w menu pod nazwą huusgmachti chäs-spätzli.






LUKSUSOWE SANATORIUM
Do Szwajcarii leciałam lekko pociągając nosem po przebytej chorobie. Resztki kataru zgubiłam jednak szybko podczas jazdy na nartach. O leczniczych właściwościach miejscowego mikroklimatu przekonali się już wiele lat temu dwaj niemieccy dżentelmeni, których perypetie okazały się początkiem legendy Davos. 8 lutego 1865 roku, pod miejscowym ratuszem, pojawił się Hugo Richter w towarzystwie lekarza i przyjaciela zarazem, doktora Friedricha Ungera. Obaj chorowali wówczas na gruźlice. Pierwszy z nich był tak osłabiony, że nie był w stanie dotrzeć do hotelu o własnych siłach. Wkrótce jednak, za sprawą górskiego powietrza, stanął na nogi, a nawet zaczął… jeździć na łyżwach. Parę dekad później dłuższym pobytem w tej samej okolicy cieszył się Tomasz Mann. To gdzieś tutaj właśnie, pomiędzy rezydencją Schatzalp, a Waldhotel, w którym zatrzymał się pisarz, toczy się akcja jego powieści „Czarodziejska góra”, która również rozsławiła walory Davos.



Pobliskie Klosters posiada inny, zdecydowanie bardziej kameralny charakter od słynnego Davos. Miałam możliwość zatrzymania się w urokliwym hotelu Piz Buin Klosters, w samym centrum miasteczka, a mimo tego było bardzo zaciszne i spokojne. Kurort do dziś zachował bowiem swoją wiejską strukturę. Nazwę wziął od klasztoru – obecnie na tym samym terenie znajduje się kościół reformowany św. Jakuba. Jego najstarszą częścią jest romańska wieża z XIII wieku. Jest to również najstarszy budynek w Klosters. Inny budynek, który przykuwa uwagę i znajduje się w samym centrum miasteczka, to hotel Chesa Grischuna z 1938 roku. Jego architektura, wystrój wnętrz, a także drobne wyposażenie są dziełem znanego wówczas zuryskiego architekta Hermanna Schneidera. Bywały w nim sławy światowego kina, m.in. Grace Kelly wpadała tu na zimowe wakacje. Inny budynek, na który warto zerknąć, to hotel Walserhof. Ponoć właśnie tutaj zatrzymywał się na nocleg książę Karol. Czy król Wielkiej Brytanii planuje jeszcze kiedyś odwiedzić Klosters? Ja wrócę tu na pewno.



Szwajcarię odwiedziłam na zaproszenie Switzerland Tourism. Więcej informacji o nartach w Szwajcarii, o Davos i Klosters, można znaleźć na stronie Myswitzerland.com/pl
Korzystasz z moich rekomendacji? Oznacz mnie na zdjęciu, będzie mi miło poznać Twoją opinię. Szukasz przepisów i pomysłów, jak delektować się życiem?
Zajrzyj na moje profile społecznościowe. Nakarmiona Starecka to instagram, facebook i podcast „Z pełnymi ustami” do słuchania na Spotify, Tidal i Apple Podcasts. Życie jest za krótkie na złe jedzenie i warto je przeżyć z pełnymi ustami!