Palermo w wersji roślinnej

Uwielbiam Palermo. To jedno z moich ulubionych miast na świecie – obok Bukaresztu, Belgradu czy Neapolu. Pierwszy raz trafiłam tu niemal dekadę temu. Było brudno, dziko, ale pięknie. Palermo nie ma już tamtego temperamentu, bo przez ostatnie lata spokorniało pod naporem turystów. Nie mówiąc już o perspektywie czasów świetności sycylijskiej mafii, kiedy nie było dnia, żeby ktoś nie zginął w gangsterskich porachunkach. Na szczęście dziś w Palermo można się czuć bezpiecznie.

Miasto w ostatnich kilku latach przeszło metamorfozę. Odremontowano wiele zabytków, przebudowano port o mafijnej przeszłości. Posiadłości odsiadujących wyrok mafiosów oddano do użytku mieszkańców, ograniczono ruch w historycznym centrum i tym samym na ulicach pojawiło się zdecydowanie więcej turystów. Palermo gościło również 12. edycję europejskiego biennale sztuki współczesnej. Wybór wielokulturowego miasta na lokalizację Manifesty miał symbolizować migracje charakteryzującą współczesną Europę.

To miasto dalej mnie zachwyca i zaskakuje.

Do tej pory zjadałam je jako wszystkożerca. Zdarzało mi się wbić zęby w słynną kanapkę biedoty, uliczny specjał zwany pane con la milza / pani câ meusa. Pisałam o niej tutaj. Można ją kupić wszędzie i kosztuje grosze. Parę ordynarnych plastrów gotowanej śledziony podsmażonych na smalcu, wrzuconych do bułki wydrążonej z miąższu, skropionych sokiem z cytryny. Czy jednak w Palermo da się jeść tylko wegańsko?

Bułka z bakłażanem

I tak w poszukiwaniu roślinnych przyjemności dotarłyśmy do popularnego baru nieopodal portu. Miejsce nazywa się Nni Franco U’Vastiddaru. Ma dwa wcielenia. Od strony Piazza Marina jest to regularna restauracja, a od strony ulicy Vittorio Emanuele, pod numerem 102, okienko do którego wieczorem ustawia się długa kolejka spragnionych smażeniny przechodniów. Za 2 euro z groszami jest parę stricte roślinnych sycylijskich przekąsek do wyboru.

Ja spróbowałam dwóch: bułki z pieczonym bakłażanem oraz z caponatą. Puszystej sezamowej bułeczki, z której sprzedawca wydarł cały puch ze środka, żeby umościć w niej soczysty warzywny wsad. Pieczony bakłażan miał zaskakująco dużo smaku oraz miękką skórkę, a caponata była na tyle wyborna, że po powrocie do Polski od razu zabrałam się za zrobienie swojej wersji tego „sycylijskiego bigosu”. Dla niewtajemniczonych to smażony w dużej ilości oliwy bakłażan w towarzystwie pomidorów, kaparów, oliwek i selera naciowego hojnie doprawionych oregano. Niezwykle zaspokajająca i satysfakcjonująca rzecz, szczególnie drugiego dnia i na zimno. Nieopodla tego miejsca jest piekarnia, w której kupicie m.in. sfincione, sycylijską pizzę, grube ciasto suto nawilżone słodkim pomidorowym sosem. Mmmmm.

Warzywa z bazaru

Kiedyś wizyta na targowisku Ballarò była wielkim przeżyciem. Sprzedawcy przekrzykiwali się nawzajem, próbując zwabić do siebie klientów. Dziś bazar jest jedną z głównych atrakcji turystycznych miasta. Sprzedawcy nie muszą już wkładać tyle wysiłku, by reklamować swój towar. Wąskimi uliczkami pomiędzy kramami nieustająco płynie wartka rzeka potencjalnych klientów. Dalej jednak Ballarò to obfitość owoców i warzyw. Można je również zjeść na miejscu.

Do wyboru na ciepło są m.in. sprzedawane prosto z wielkich garnków, ziemniaki, karczochy czy kolby kukurydzy. Sprzedawcy zawijają je sprawnie w papierowe tutki. W barach, których kuchnie zlokalizowane są wzdłuż głównej uliczki bazaru, można również zjeść warzywne dania. Na czele z caponatą – pysznym sycylijskim „bigosem” z bakłażanów.

Palermo ma jeden słynny wegański specjał: pane panelle e crocchè. Bułę ze smażonymi placuszkami z mąki z ciecierzycy i krokietami z ziemniaków. Całość jest sowicie posolona, popieprzona oraz skropiona sokiem z limonki. Słynny bar z tym specjałem znajduje się przy samym wejściu do  Ballarò. Nie jestem jednak największą wielbicielką tego dania. Za tłuste jest i za ciężkie na moje kiszki. 

Co na deser?

Sycylijczycy desery jedzą już na śniadanie zaczynając dzień od bułki z lodami, czyli gelato con la brioche. Ja jestem zakochana w wyrobach z marcepanem. To przede wszystkim cycki św Agaty, zielone okrągłe i często z kandyzowaną wisienką pośrodku, czyli cassatina i jej większa wersja cassata. Są jeszcze frutta di martorana do złudzenia przypominające prawdziwe owoce ale ulepione z marcepanu. Najsłynniejszym sycylijskim deserem jest chyba cannolo – chrupiąca rurka nabita ricottą, owczym serem o mocnym aromacie. Co jednak z roślinną wersją słodkości? Do wyboru są pyszne i orzeźwiające granity, szczególnie pyszne to te z migdałów, oraz różne roślinne galaretki. Szukajcie ich, jeśli nie tykacie produktów odzwierzęcych. 

Słynne sycylijskie lody w brioszce też można zjeść w wersji wegańskiej, z granitą właśnie. To też wspomnienie kultur, które miały swój wpływ na sycylijską kuchnię. Bez nich wszystkich nie byłoby dziś miejscowej kuchni jak i architektury: arabskich łuków i kopuł, barokowych zdobień, bizantyjskich mozaik i normańskich kościołów. Po wielkiej uczcie polecam udać się do pięknego ogrodu botanicznego w Palermo. Przy samym wejściu można znaleźć piękną kawiarenkę Talea z baaaardzo wygodnymi kanapami i na nich zalec.

Dajcie znać, czy znacie Palermo od strony roślinnej kuchni, jestem ciekawa, co jeszcze można tam zjeść!

NAKARMIONA STARECKA JEST RÓWNIEŻ NA FACEBOOKU I INSTAGRAMIE. ZAPRASZAM!

Pin It on Pinterest