Bardzo prosty przepis na słodkawą i kojącą zupę z kalarepy i marchewki.
Wstyd się przyznać, ale moja niechęć do kalarepy była podyktowana uprzedzeniem czysto klasowym. I to w zasadzie z winy Wojciecha Młynarskiego. To on, ustami zmysłowo mruczącej Hanny Banaszak, tylekroć przekonywał mnie w pewnej piosence o wyższości truskawek z Milanówka nad kalarepą z Wołomina.
Traktowałam ją zatem lekceważąco, nie wierząc w żadne jej walory, ani odżywcze, ani smakowe. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy w blasku i chwale pojawiła się na warsztatach kulinarnych poprowadzonych przez znakomitą szefową kuchni Agatę Wojdę w studiu Cook Up, warszawskim Cordon Bleu dla kucharzy amatorów. W menu zajęć z eksszefową restauracji Opasły Tom były również szparagi z sosnowym winegretem oraz mus chałwowy z rabarbarem, pozycje znacznie bardziej kuszące, do których przygotowania zabrałam się w pierwszej kolejności i z wielką ochotą. Gotowałam i podjadałam, mając nadzieję, że konfrontacji z chamską kalarepą uniknę.
Kiedy więc nadszedł czas gotowania kremu z kalarepy, byłam już tak najedzona, że sięgnęłam po przepis z demonstracyjną niechęcią. Ale cienkie plastry wychodziły mi gładko spod noża, a do nosa docierał orzeźwiający, kwaskowato-słodki aromat tego kapuścianego warzywa.
Podążając za instrukcją Agaty, wrzuciłam pociętą w plastry kalarepę wraz z jedną marchewką do rondla. Dołożyłam symboliczną jak na kucharza porcję masła, a kiedy się wszystko odrobinę poddusiło, zalałam warzywa bulionem. Gotowały się w nim około pół godziny, aż całkowicie zmiękły. Wtedy wzięliśmy do rąk blendery i ukręciliśmy gładki krem.
Wojda poleciła mi doprawić go szczyptą soli, kilkoma kroplami soku z cytryny i odrobiną gałki muszkatołowej. Sięgnęłam po łyżkę z obawą. Już czułam ten smak paździerza, nijaki i przeciętny. Jakież było moje zdziwienie, gdy ogarnęła mnie kojąca, muślinowa przyjemność o smaku złożonym i wyrafinowanym. Krem z kalarepy był po prostu boski!
Na stole leżały również truskawki. Mieliśmy ich użyć do deseru.
– Z Hiszpanii… nie nasze i bez smaku – rzuciła z przekąsem Wojda. Rzeczywiście, kalarepa biła je na głowę, inaczej niż we wspomnianej wcześniej piosence Młynarskiego.
Krem z kalarepki Agaty Wojdy
- 2 kalarepy (średniej wielkości)
- 1 marchewka
- 1 łyżka masła (czubata)
- bulion ugotowany na włoszczyźnie
- sól i cukier do smaku
- mała szczypta gałki muszkatołowej
- sok z ½ cytryny
- 2 łyżki mascarpone (opcjonalnie)
- ½ łyżeczki skórki otartej z cytryny
Kalarepy i marchewkę obieramy i tniemy w cienkie plastry. Wrzucamy je do rondelka i dusimy na maśle około 5 minut. Zalewamy bulionem tak, aby tylko przykrył warzywa. Solimy i słodzimy, gotujemy, aż warzywa zmiękną. Miksujemy z dodatkiem odrobiny gałki muszkatołowej i soku z cytryny, ewentualnie serka mascarpone. Na koniec doprawiamy skórką z cytryny i podajemy. Agata jeszcze dorzuca do zupy mus z awokado i wasabi, oraz trochę paprochów z rzodkiewki, żeby było co chrupać.
Nakarmiona Starecka jest również na Facebooku i Instagramie. Zapraszam!