Wrocław, uważany dotąd za wegańską stolicę Polski, zmierza w kierunku bistronomii. Ubyło lokali z kuchnią roślinną, przybyło nowoczesnych i bezpretensjonalnych restauracji.
Z wrocławskiego krajobrazu zniknęły kultowe wręcz i znane w całej Polsce lokale z kuchnią wegańską. Złe Mięso zamknęło się w atmosferze skandalu, a House of Seitan przeniósł się do Gdańska. Zawinęły się nieodżałowane: Baszta, Machina Organika i Żyzna. Bez mięsa można teraz zjeść w Tajfunie przy Cybulskiego, nowej restauracji wcześniejszych właścicieli Baszty. Roślinnie karmią też Wilk Syty oraz W Kontakcie. Ruszyło się jednak głownie w segmencie bezpretensjonalnej, fajnej i młodej bistronomii – niedawno pojawiło się parę miejsc z dobrą i pomysłową kuchnią, takich jak Oda, Napa i Nafta. W Warszawie takiej kuchni na luzie i bez kompleksów wciąż mamy niedosyt.
We Wrocławiu gotują dwaj znani szerszej publiczności z programu „Top Chef” kucharze – Łukasz Budzik w restauracji Mennicza Fusion i Michał Czekajło w Browarze Stu Mostów. W Dinette, czyli w bistro, które siedem lat temu jako pierwsze we Wrocławiu zaczęło serwować śniadania (możecie przeczytać o tym w moim artykule w Wysokich Obcasach), poznałam kolejnych dwóch ambitnych szefów kuchni – Tomka Wencka i Pawła Bieganowskiego. Ten ostatni stanął właśnie za sterami nowo otwartego lokalu Biggy przy Kuźniczej 10 z odjechaną pizzą w stylu Detroit. Jest jeszcze Piotr Apanel po doświadczeniach w michelinowskich restauracjach na Wyspach Brytyjskich, który szefuje Restauracji Ovo, Tomasz Hartman, pomysłodawca interdyscyplinarnego projektu Food Think Tank, który sieje kulinarny ferment i Piotr Kucharski, autor popularnej wśród domowych piekarzy książki „Chleb. Domowa piekarnia”, kucharz z „Dzień dobry TVN”, który niedawno przejął lubianą kawiarnię Cafe Rozrusznik.
Poniżej znajdziecie listę sprawdzonych miejsc. Są wśród nich zarówno restauracje fine dining, bezpretensjonalne lokale, bary, kawiarnie, jak i miejsca na drinka. Wiele z tych adresów odkryłam dzięki Agnieszce Szydziak, najlepiej zorientowanej we wrocławskiej gastronomii przewodniczce. Sprawdźcie koniecznie serwis, który prowadzi HAVE A BITE, bo to najlepsze źródło informacji o jedzeniu we Wrocku!
NA KOLACJĘ
Oda Bistro, ul. Cybulskiego 17/1a
Jeden z najmodniejszych lokali we Wrocławiu otworzył się pod koniec zeszłego lata. Kameralne, przytulne wnętrze z umiejętnie rozegranym oświetleniem – punktem centralnym bistra jest wynurzająca się z półmroku sali punktowo oświetlona wydawka. Widać ją już od wejścia, a za nią uwijających się kucharzy. Można zajrzeć im w talerze i przypatrzyć się ostatnim szlifom. Oda otwiera się dopiero po południu, ma krótką kartę dań, które można również zamówić w formie menu degustacyjnego (pięć dań w bardzo przystępnej cenie 95 zł). Kuchnia bazuje na miejscowych produktach rzemieślniczych i podkreśla ich walory. Dania są proste, choć pełne niespodzianek, stylem przypominają talerze Roberta Trzópka z warszawskiej restauracji Bez Gwiazdek. Przemiła obsługa na początek podaje świetne pieczywo od Pawła Dudały, a do niego masło ze Ślubowa. Potem jest już tylko weselej. Będę pamiętać wyśmienity i bardzo esencjonalny bulion cebulowy, który zjadłam tu z maślaną brioszką z serem bursztyn i grillowanym młodziutkim porem (18 zł), a także podany na perfekcyjnym sosie beurre blanc przysmażony kalafior, który jeden bok miał brązowy od owsianej kruszonki upstrzonej paciorkami orzechów laskowych (25 zł). Na deser też były same figle, bo pączki z nadzieniem podanym obok – kremem z kwiatów i owoców dzikiego bzu. Poprosimy o filię Ody w Warszawie.
NA OBIAD I KOLACJĘ
Napa, ul. Bogusławskiego 1
Byłam przekonana, że pod nasypem kolejowym prócz odgłosu przejeżdżających pociągów znajdę przede wszystkim zdrową i kolorową kuchnię kalifornijską. Okazało się jednak, że Napa to słowo wytrych do obfitości, tyle że włoskiej i francuskiej, z których korzysta szef kuchni i właściciel lokalu Darek Bernecki. Zjadłam tu wyśmienitą burratę z oliwą i pieczonymi z czosnkiem ziemniakami, spróbowałam też risotta cacio e pepe o idealnej konsystencji, a skończyłam na deserach, których wspomnienie zachowuję sobie do słodkiej kolekcji – cieplutkim toście francuskim z lejącym się słonym karmelem oraz kawowym eklerze. Chętnie wrócę na fondue, foie gras na brioszce i gnocchi alla vodka z peperoncino i parmezanem. Urok tego miejsca, prócz dopracowanej w szczegółach bezpretensjonalnej kuchni, wynika również z jego ciekawie zaaranżowanej przestrzeni: łuku ścian, podłużnego ustawienia stolików i otwartej centralnej kuchni. Wpadnijcie koniecznie do tego nowego wagonu restauracyjnego we Wrocławiu.
NA ŚNIADANIE
W Kontakcie, ul. Polaka 12/1b
Kameralna i urokliwa restauracja, urządzona w lokalu po sklepie elektrycznym, do którego zresztą nawiązuje nazwa, specjalizuje się w humusach. Całe menu to wariacje na jego temat. Jest humus z karmelizowaną cebulką, za’atarem i kolendrą, bardzo orzeźwiający z mlekiem kokosowym, kalarepą i ogórkiem, czy z bakłażanem, chili i imbirem. Są jeszcze pasty na bazie białej fasoli z lubczykiem, dyni z pietruszką, buraka z masłem orzechowym i wiele innych smakowitych połączeń. Do tego pita, jaja sadzone, warzywa i chleb żytni, a na ciepło szakszuka i waniliowy pudding ryżowy ze śliwką węgierką w czekoladzie. Idealne miejsce na sycące i zdrowe roślinne śniadanie.
NA PIWO I PIECZYWO, ŚNIADANIE, OBIAD I KOLACJĘ
Browar i Concept Stu Mostów, ul. Długosza 2-6, Wrocław
Znajomi wrocławianie, pytani o ulubiony lokal, najczęściej wymieniają Concept i Browar Stu Mostów. Polecali mi nawet, bym się tam wybrała i została już do końca pobytu, bo nie ma sensu ruszać się gdzie indziej – rzeczywiście, miejsce, a właściwie dwa (Concept i Browar) położone naprzeciwko siebie w tym samym budynku, jest nieco oddalone od centrum, ale ma tak bogatą ofertę, że można się tam zasiedzieć od rana do późnego wieczora. Zacząć można już o siódmej, w Concepcie będącym połączeniem piekarni, sklepiku i bistro – choćby od precla o drożdżowo-słodowym smaku wypiekanego na zakwasie zakwaszanym tutejszym piwem. To niejedyny produkt, który korzysta z obecności browaru naprzeciwko, równie popularne są musztardy, do których dodaje się brzeczkę.
W menu śniadaniowym znajdziecie między innymi owsiankę, jajka w koszulce z awokado, chałkę z pieczonym jabłkiem oraz ciepłe i zimne kanapki. Ze śniadania trzeba wyjść z zakupami – na miejscu można kupić nie tylko pieczywo, lecz także produkty z browaru naprzeciwko. Warto zresztą się tam przenieść po południu, by z piętra, gdzie działa multitap z kuchnią, spojrzeć z góry na wielką, pracującą non stop maszynerię i zamówić któreś z piw uwarzonych na miejscu.
Browar działa od dwunastej: serwuje lancze w cenie 22 zł za zupę i drugie danie, a z pełną kuchnią startuje o szesnastej. Biesiadować jednak można dłużej, bo miejsce od czwartku do soboty czynne jest do pierwszej w nocy, a w pozostałe dni tygodnia do północy. Spróbujcie koniecznie wspomnianego już wcześniej precla. Menu browaru pełne jest soczystych i apetycznych mięsnych dań. W ostatniej karcie są wyśmienite gomółki z sera pleśniowego z chimuchurri z kaupsty (23 zł) i schab złotnicki w cytrynowym maśle z… kruszonką! (34 zł). Za tutejszą kuchnię odpowiada Michał Czekajło, zwolennik prostoty i przeciwnik dekoracji. Rzeczywiście, jego punkrockowe kompozycje składają się zazwyczaj z trzech, czterech składników, ale dobranych z wielką intuicją smakową. Talerze Czekajły może nie są dopracowane wizualnie, porcje wprost robotniczo sycące, ale nie można im odmówić smakowitości. To kuchnia na pierwszy rzut oka chaotyczna i prowokująca, ale po dłuższym zastanowieniu bardzo spójna z miejscem i konsekwentna.
NA ŚNIADANIE, OBIAD, KOLACJĘ ORAZ DRINKA
Dinette, pl. Teatralny 8, Di Cafe, Sky Tower, Wrocław
Od Dinette wszystko się we Wrocławiu zaczęło – moda na jadanie śniadań poza domem i formułę bistro. Mówiło się o tym miejscu zarówno w kontekście rozwoju (od małej restauracji w centrum handlowym do eksponowanej lokalizacji w centrum), wystroju (wyróżniający się i zapadający w pamięć projekt Buck.Studio), jak i stylu gotowania (obecny szef kuchni Tomasz Wencek, wcześniej Paweł Bieganowski).
Dinette na początku, czyli siedem lata temu, zasłynęła „dinettkami”, małymi przekąskami podawanymi z pieczywem. Wkrótce potem, tuż obok pierwszej Dinette, otworzyło się jej drugie, śniadaniowe wcielenie Di. Obecnie najmodniejszym miejscem spotkań jest otwarta w czerwcu 2016 roku Dinette przy placu Teatralnym, na parterze przedwojennego domu handlowego Hieronimus. Znów z pięknym wystrojem w charakterystyczny dla twórców sposób nawiązującym do dizajnu lat 50. Z pewnością będziecie chcieli go uwiecznić na Instagramie, a na pewno drewniany efektowny kredens, znak rozpoznawczy wszystkich lokali Dinette, czy zielony kaseton za barem przypominający nieco elewację modernistycznego budynku Renomy.
Dinette wyspecjalizowała się w śniadaniach, ma ich chyba największy wybór w mieście, ale równie duże wrażenie robi eklektyczna główna karta menu, która zmienia się często, bo co 6-8 tygodni. Podczas ostatniej wizyty zjadłam wyśmienity gzik z palonym masłem i ziemniakami, perfekcyjny omlet hiszpański z kurkami i prawdziwkami, pełną smaku grillowanych warzyw panzanellę, a na deser dębowe lody. Dinette to już instytucja, nowoczesne piękne bistro, którego chciałoby się przywieźć jako pamiątkę z podróży. Szkoda, że nie ma Dinette w Warszawie! Mam nadzieję, że się to kiedyś zmieni.
NA PIZZĘ NOCĄ
Pizzeria Si, ul. Bogusławskiego 89
Kiedyś pod nasypem przy Bogusławskiego można było wypić najtańsze piwo w mieście. Dziś w tym malowniczym zakątku Wrocławia można się oddawać konsumpcji wszelakiej. Przetrwało parę zasłużonych stażem barów, ale tuż obok nich rozkwitła nowa gastronomia. Najlepiej wpaść tu wieczorem, kiedy panuje przyjemny gwar przy stolikach. Każde miejsce zdaje się mieć swoich lojalnych klientów, chociaż jedno z nich zrzesza ze sobą wszystkie stoliki pod nasypem. Wystarczy spojrzeć na blaty stołów. Na większości z nich leżą pagery z pizzerii Si, bo goście barów i pubów czekają na słynną pizzę wypiekaną w prawdziwym neapolitańskim piecu. Jest jakaś niepisana sąsiedzka zasada, która przyzwala na ten precedens. Przyznam, że dawno nie miałam takiej przyjemności z jedzenia pizzy nocą, chlebowej i mięsistej, prosto z pieca opalanego drewnem.
Biggy, ul. Kuźnicza 10a
Kiedy zobaczyłam ją na zdjęciu przypomniała mi się pizza z prodiża mojej mamy. Biggy to stylówka prosto z Detroit, pieczona w prostokątnej blaszce, wyrośnięta i puszysta, bo ciasto garuje ok 30 godzin, na koniec polewana gęstym pomidorowym sosem. Wygląda i smakuje nieprzyzwoicie sexy, a do tego jest bardzo sycąca. Biggy to nie miejsce dla osób na diecie, o czym uprzejmie informuje obsługa eksponując to hasło na swoich koszulkach. Komunikatów w różnych formach jest tutaj więcej, a wszystkie zabawne. Słowem, chce się tu siedzieć, jeść i grzeszyć!
NA ZDROWE ŚNIADANIE I OBIAD
Pochlebna, ul. św. Antoniego 15, Wrocław
Pochlebna, młodsza siostra Szynkarni zlokalizowanej tuż za ścianą, podobnie jak jej starszy brat, skupia się na produktach od małych, uczciwych manufaktur z okolic Wrocławia, ale podaje je w nieco lżejszym wydaniu. Nad menu czuwa dietetyczka Lucyna Michalak-Klimczak, więc nawet desery są tu nieco odchudzone i zdrowsze, chociaż wciąż pyszne. Do Pochlebnej, będącej jednocześnie piekarnią, warto zajrzeć po wypiekany na miejscu chleb na zakwasie, a także zostać na śniadanie. Są gofry, szakszuka, omlet francuski i owsianka oraz dużo zdrowych koktajli. W menu, obejmującym również przystawki i dania obiadowe, zawsze sporo warzyw.
NA ŚNIADANIE, PIWO I PRZEKĄSKI
Szynkarnia, ul. św. Antoniego 15, Wrocław
Mnogość kraftowych piw w kranach zagryza się tu wyjątkowymi produktami: szynki, boczki, schaby i wyroby z dziczyzny wędzone w wędzarniach opalanych drewnem pochodzą z Felinowa, ogórki kiszone od Sznajdera, kiełbaski z Ostrzeszowa, sery od Wańczyka. Wszystko jest do zjedzenia na miejscu lub kupienia. Jeśli zasiądziecie przy stoliku, nie wychodźcie, dopóki nie spróbujecie podpłomyków z mąki Grahama mielonej w małym młynie w Jordanowie – między innymi z serem maziowym Wańczyka, orzechami i szpinakiem (17 zł) czy z pieczonym ziemniakiem, kiełbasą, cebulą i szczypiorkiem (16 zł).
NA TAPAS
Mercado Tapas Bistro, Bogusławskiego 15
Czy są jakieś miejsca we Wrocławiu z kuchnią hiszpańską? Najbliżej geograficznie jest Taszka przy rynku, robiłam do niej parę podejść, ale jakoś mnie nie zachwyciła. Dlatego fajnie, że jest Mercado i to w miejscu wprost idealnym na tapas, czyli pod nasypem przy Bogusławskiego, pod którym wszyscy coś piją i podgryzają. W tych niezobowiązujących okolicznościach można wypić wino i zamówić parę przekąsek. Ja trafiłam na świetne kalmary w ajoblanco, czyli w chłodniku z migdałów i czosnku zwanym białym gazpacho (19 zł) i zupełnie beznadziejne croquetas de jamón z aioli, które powinny być perfekcyjne, bo to przecież istny symbol hiszpańskich przekąsek (16 zł). Nie skreślam jednak tego miejsca, bo ma fajny klimat i może to tylko wypadeczek przy pracy.
NA ELEGANCKI OBIAD I KOLACJĘ
Mennicza Fusion, ul. Mennicza 24, Wrocław
Restauracja mieści się w podziemiach małego, przytulnego hotelu Granary, pod ceglastymi sklepieniami szesnastowiecznego spichlerza. Szefuje jej Łukasz Budzik, 30-letni wrocławianin, który doświadczenie zdobywał najpierw w swoim rodzinnym mieście (w restauracjach Cesarsko-Królewskiej oraz Acquario w hotelu Monopol), a potem w egzotycznych nieco okolicznościach, bo w Katarze, w hotelu InterContinental Doha the City. Znany jest z programów „Top Chef”, w którym doszedł do finału, oraz „Hell’s Kitchen”. Jest zdobywcą tytułu Młodego Talentu przewodnika Gault & Millau oraz tytuł Najlepszego Szefa Kuchni od jury profesjonalnego Wine & Food Noble Night. W kuchni Budzika liczy się wygląd i harmonia smaku. Szef przyznaje, że miał okres fascynacji kuchnią molekularną, a pudełko z ksantanem, którego używał w kuchni, było nawet podpisane „budziantana”. Teraz elementy kuchni molekularnej służą mu raczej do dekoracji dań. Zjadłam tu m.in. risotto z truflami i kremem z karczochów, orzeźwiający krem z zielonego groszku z kapką limonkowej śmietany oraz wbijające się w pamięć bardzo smaczne i ciekawie skomponowane śledzie marynowane w occie z piklowaną cebulką i ze zrobionymi z niej czipsami oraz ze szczypiorkiem, z rabarbarem i lodami z ostryg.
NA ELEGANCKI OBIAD, KOLACJĘ ORAZ DRINKA
Ovo Bar & Restaurant, parter hotelu DoubleTree by Hilton, Podwale 83, Wrocław
Restauracja znajduje się w przykuwającym uwagę nowoczesnym budynku w kształcie… wielkiego jaja. W jej menu nie znajdziemy jednak żadnych kurzych odniesień. Piotr Apanel, szef kuchni Ovo, w ciekawy sposób łączy kuchnię klasyczną z azjatyckimi akcentami. Obecnie w karcie są między innymi grillowana ośmiornica z migdałami, sosem BBQ i salsą macha czy łopatka jagnięca z klonową pina coladą, trybulą i olejem z kimchi.
NA COŚ SŁODKIEGO
Gigi, Świeradowska 51/57
Najlepsze jagodzianki we Wrocławiu, a kto wie, czy nie w całej Polsce! Trzeba się na nie nieźle zawziąć, żeby dojechać do centrum handlowego w sypialnianej dość dzielnicy Wrocławia, ale warto. Fakt, że lokalizacja nie jest zbyt efektowna, ale ma swoje walory – przy drożdżówkach można odpocząć po zakupach. Rozczulił mnie widok kobiet w różnym wieku, które zrzuciwszy siaty pod stół celebrowały babskie ploteczki przy deserach. Gigi słynie z ciasta drożdżowego, pachnącego masłem, oblanego lukrem i posypanego kruszonką, ciężkiego od sezonowych owoców. Spróbowałam paru wariantów (z jagodami, malinami i czereśniami) i jestem zachwycona!
NA ZAKUPY VINTAGE, KAWĘ I CIASTKO
Von Schpargau – Vintage/Design/Coffee, plac Grunwaldzki 6
Niedaleko humusu W kontakcie, w pierwszym z Sedesowców, mieści się świetny sklep vintage połączony z kawiarnią. Można tu wpaść na kawę od wrocławskiej Figa Coffee, rabarbar pod bezą i wyjść z meblem, talerzem albo sukienką. Wspaniałe miejsce, klimat, styl i wnętrza. Wszystko do siebie pasuje, nawet retro muzyka w tle. To jeden z tych adresów, pod którym chciałoby się zamieszkać!
ZAKUPY
Bazar Dawna Pralnia, ul. Krakowska 180
Jest w tym samym postindustrialnym kompleksie budynków co bistro Nafta, można więc zrobić zakupy przed lub po obiedzie. Duży wybór warzyw, trochę naturalnych kosmetyków i zimna kombucha w lodówce.
Można również zajrzeć do:
Młodej Polski przy placu Solnym 4 – nowego i ładnego bistro z kuchnią polską prowadzonego przez Beatę Śniechowską, zwyciężczynię 2. edycji Masterchef.
Nafty – pierwszego we Wrocławiu bistro w stylu speak easy, dziś już funkcjonującego pod oficjalnym adresem ulicy Krakowskiej 180, z pięknym wnętrzem i jeszcze ładniejszym ogródkiem.
oraz:
VaffaNapoli, Olszewskiego 128, Ośmiu Misek, Jadki. Czytelnicy polecali mi także: Folgujemy i Powoli na śniadania, Stół na Szwedzkiej, Noriko Sushi na omakase, Iggy Pizza, Yemset na ramen i banh mi, meksykańskie Panczo i koreański grill nieco oddalony od centrum ale podobno wart odwiedzenia – Solleim.
Gdzie na dobrą kawę?
Rozrusznik, Cafe Targowa, Gniazdo, Cafe Muzeum.
Gdzie na drinka?
Rumbar, Szajba, Do Jutra, Karavan, Charlotte (wszystkie miejsca przy ulicy św. Antoniego), Lot Kury, drink bar w hotelu Monopol.
Gdzie spać?
Bike’UP, Tadeusza Kościuszki 51b
Wymarzona przestrzeń dla rowerzaków i wszystkich, którzy zechcą zwiedzać Wrocław właśnie z perspektywy roweru. Miasto jest do tego świetnie przygotowane. Rowery mają swoje oddzielne pasy i światła na ulicy, sporo jest też ścieżek rowerowych prowadzonych wzdłuż chodników. Poza tym Wrocław to miasto przynajmniej stu mostów, ma mnóstwo zielonych terenów, parków, ścieżek i promenad, które najlepiej przemierzać właśnie w ten ekologiczny sposób. Jazda rowerem po Wrocławiu jest czystą przyjemnością. A w Bike’UPie rowery są do dyspozycji gości, nie trzeba więc rozglądać się za rowerami miejskimi, chociaż ich infrastruktura też jest dobrze rozwinięta. Bike’UP uczynił z rowerów motyw przewodni swojego miejsca. Są wszędzie, pod sufitami pokojów, a nawet nad lustrem w łazience. Pozwala na to przestrzeń – imponująco wysokie stropy pokojów i ich duże gabaryty. W recepcji można dostać pięknie zaprojektowane mapki z największymi atrakcjami w mieście, do których prowadzą malownicze rowerowe szlaki. Skorzystałam z tych podpowiedzi i w ten sposób odkryłam dwa super bary nad rzeką – Odra Pany i Za Zoo. Hotel położony jest w bardzo wygodnej lokalizacji, bo tuż obok dworca kolejowego, niecałe 10 minut piechotą, a przed wejściem do uliczki, przy której znajduje się budynek, działa Falla, knajpa słynąca z arabskiego jedzenia. Podczas pobytu w Bike’UPie planowałam wyjść gdzieś na śniadanie, ale to na miejscu było tak smaczne, że w końcu zrezygnowałam z tego pomysłu. Do wyboru było bowiem sporo dań na bazie sezonowych warzyw i owoców w bardzo lekkich, świeżych i estetycznych kompozycjach. To rzadkość w hotelach, gdzie głównie na śniadaniowych bufetach króluje jogurt, suche płatki, sztuczne odpiekane pieczywo, dżemy, wędliny i sery.
Hotel Puro, ul. Włodkowica 6
Lokalizacja w samym centrum miasta, w pobliżu opisywanych wyżej restauracji, barów i kawiarni. To, co wyróżnia Puro wśród innych hoteli, to ciekawy, zapadający w pamięć wystrój czerpiący z lat 50., w bliskiej mi estetyce. Dominuje zarówno w przestrzeni wspólnej – lobby, restauracji – jak i w pokojach. Parę tutejszych mebli mogłabym zabrać ze sobą do domu, szczególnie te fotele, z których nie chce się wstawać. Pokoje są małe, ale funkcjonalne, zawsze z charakterystyczną, typową dla wszystkich lokalizacji Puro (Poznań, Kraków, Gdańsk) przeszkloną, frywolną łazienką z widokiem na pokój (lub odwrotnie). Z mojego łóżka miałam jeszcze piękny widok na park przylegający do hotelu, prawdziwą ścianę zieleni. W Puro można zjeść pyszne, różnorodne śniadanie, pomieszkać z własnym psem, za darmo pożyczyć rower i załatwić generalnie wszystko. Serdeczna obsługa podczas mojego ostatniego pobytu starała się zaspokoić wszystkie moje potrzeby – od zeskanowania umów i wysłania ich mejlem po znalezienie ziołowej nalewki na strawienie długiej i ciężkiej kolacji grubo po północy.