Lot do stolicy Grecji trwa trzy i pół godziny, potem wystarczy tylko pół godziny, by dotrzeć do portu. A stamtąd można ruszyć w rejs po greckich wyspach: Eginie, Hydrze i Poros.
Blisko do stolicy, a jednak leniwie. W greckich portach czas płynie w rytmie GMT, czyli Greek maybe time. Nikomu się nie spieszy – ani do obowiązków, ani do kończenia obiadu, który potrafi się przeciągnąć w długą ucztę popijaną wyśmienitymi, choć tanimi winem i ouzo.
Jak się dostać na greckie wyspy?
Do Aten dolecicie greckimi liniami Aegean Airlines, które w tym roku po raz ósmy zostały uhonorowane tytułem Best Regional Airline in Europe. Nie wiem, czy istnieją nagrody za aparycję stewardes, jeśli tak, to powinny je dostać te piękne i uprzejme Greczynki, które serwowały mi greckie posiłki i wino na pokładzie samolotu.
Kiedy jechać?
Sezon trwa od kwietnia do końca października. Pod koniec dni są wciąż słoneczne, niebo bezchmurne, a temperatura sięga ponad 20 stopni. Spada tylko wieczorem, warto więc mieć ze sobą ciepłe dresy i kurtkę.
Jak zorganizować rejs?
Jacht czy katamaran możecie wypożyczyć w marinie Alimos w Atenach; na przykład skorzystać z usług George’a Vlamisa z Yachts & Yacht Charter Management. Tak wyglądał nasz katamaran.
Ile to kosztuje?
Katamarany są droższe od jednokadłubowych, klasycznych jachtów. Wynajęcie takiego jak na zdjęciu to koszt – w zależności od sezonu – od ok. €3.700 do €6.000, a jachtu o podobnych gabarytach od €2.800 do €5.000 za tydzień wynajmu.
Koszt skipera wg. stawek greckich to €140 za dobę, wg stawek polskich ok. 200-300 zł za dobę + koszty przelotu (oczywiście skiper nie składa się do kasy jachtowej).
Można też wykupić rejs w którejś z firm organizujących takie wycieczki. Koszt na osobę nie powinien być większy, bo firmy i ludzie organizujący rejsy dostają jachty bez agencyjnego narzutu.
Jeśli nie macie odpowiednich papierów, które upoważniają was do wzięcia całej odpowiedzialności za przygodę pod żaglami, możecie skorzystać z wiedzy i doświadczenia kapitana Piotra Kasperaszka, który pływa po greckich wodach od 25 lat. Pan kapitan zna tu każdy zaułek, wie, gdzie najlepiej zatrzymać się na kąpiel, gdzie na obiad zjeść pieczoną jagnięcinę, kto ma najświeższe ryby, a od kogo kupić suszone oregano czy wino na kilogramy. Kasperaszek jest autorem trzech przewodników dla żeglarzy po Grecji oraz książki kucharskiej „Moja kuchnia grecka. Przepisy z tawerny i kambuzy” wydanej przez Nauticę, o której premierze więcej niebawem.
To właśnie z tej okazji mogłam z nim popłynąć w rejs, spróbować greckiej kuchni i zwiedzić trzy wyspy, które polecam waszej uwadze.
Egina – wyspa pistacji
Ulubiona, ale wciąż nie oblegana przez turystów weekendowa destynacja ateńczyków. Wielu z nich ma tu swoje wakacyjne domy. Niedaleko Aghia Marina znajduje się jeden z najwspanialszych zabytków kultury greckiej – dorycka świątynia Afai z V wieku p.n.e.
Wyspa słynie z orzechów pistacjowych, winogron, oliwek, fig i migdałów. W samym centrum portu działa malutki targ z rybami i owocami morza, tuż obok tawerna serwująca ten świeży połów, są także urocze sklepiki z pistacjami i suwenirami, które warto zabrać ze sobą do domu.
Poros – wyspa z widokiem
Moim zdaniem port jeszcze bardziej urokliwy od tego na Eginie. Poros, malutka wyspa z nieco senną atmosferą, jedynie kanałem jest oddzielona od malowniczego brzegu Peloponezu. Warto zatrzymać się na wyspie na parę dni – jeśli nie na jachcie, to w jednym z paru przepięknie położonych na stromych zboczach hoteli. Tu również znajdziecie mały targ rybny i mięsny oblegany przez całe ganki kotów, gdzie można zakupić świeże lokalne produkty, a na jego tyłach malutką, tradycyjną cukiernię z ogromnym wyborem bardzo słodkich greckich deserów.
Kolację czy obiad zjecie w tawernie Gia Mas w porcie Poros – w menu ma wszystkie słynne greckie pasty na przystawkę (taramosalatę z ikry dorsza i ziemniaków, tirokafteri z fety i papryczki chili oraz melitzano, czyli mus z pieczonego bakłażana, natki pietruszki i oliwy z cebulą i czosnkiem), a także delikatną, niemal rozpadającą się w ustach pieczoną jagnięcinę w papilotach, smażone sardele, malutkie anchois, grillowane ośmiornice i krewetki. Po posiłku warto wdrapać się na szczyt wyspy, gdzie stoi wieża zegarowa, i objąć spojrzeniem spektakularne widoki, które rozpościerają się stąd na otwarte morze.
Hydra – wyspa osłów
We wciśniętym w zbocza górzystej wyspy, malowniczo położonym porcie trudno o miejsce do zacumowania. Hydra to jedna z bardziej obleganych przez turystów wysp, ale nie bez powodu. Zabroniony jest tu wszelki ruch samochodowy, jeżdżą tylko karetki i śmieciarki. Transport, także turystów, odbywa się na osłach i mułach, które witają nas już w porcie, cierpliwie stojąc w upale i czekając na chętnych do podwózki klientów. Wysepka jest pełna stromych, krętych uliczek z ukrytymi na nich sklepikami i restauracjami, gdzie niespiesznie, nie bacząc na podekscytowanych widokami zwiedzających, mieszkańcy sączą ouzo lub grają w tryktraka.
Jak już dotrzecie na miejsce koniecznie wychylcie szklaneczkę ouzo za moje zdrowie. Czekam na wasze spostrzeżenia. Piszcie w komentarzach jakie były wasze odkrycia!
Nakarmiona Starecka jest również na Facebooku i Instagramie. Zapraszam!