Uwielbiam Kraków. Zachwycił mnie już w liceum, podczas jakiejś pierwszej wycieczki szkolnej, czyli zdecydowanie wcześniej niż zajęłam się pisaniem o jedzeniu i jedzeniem zawodowo. Zawsze imponował prężnie działającą pełną fantazji i autorskich pomysłów gastronomią. Kusił swoim niepodrabialnym szaleństwem i rozmachem. Długo Warszawa o podobnej scenie mogła tylko pomarzyć, a i dziś brakuje jej w tych kwestiach zwykłego luzu. Kraków obecnie dalej robi na mnie wrażenie i za każdym razem, kiedy się z nim żegnam, pozostawia po sobie wielki niedosyt. Mam zatem nadzieję, że ta lista poniżej będzie się tylko rozrastać. Jeśli traficie pod któryś z tych adresów, oznaczcie mnie koniecznie na zdjęciu, będę ciekawa Waszych wrażeń.
ZACZNIJMY OD ŚNIADAŃ – RÓWNIEŻ TYCH SŁODKICH
Astrid, Batorego 1a – mała Kopenhaga w Krakowie, czyli nordyckie śniadania i brancze. Siostrzany koncept słodkiego Kaffe Bageri Stockholm, które mieści się nieopodal. Astrid widać już z daleka, wesoła żółta elewacja wyróżnia się na tle ulicy Batorego. W środku mapa Kopenhagi, a w menu typowe dla niej smaczki. Wspaniały maślany tost z krewetkami i przyjemnie chrupiące ziemniaczane placuszki rosti z łososiem i jajem w koszulce, które widzicie na zdjęciach. Poza tym drobne radosne i przemyślane detale, które cieszą, przemiła obsługa i zwyczajna, bezpretensjonalna atmosfera. Takie miejsca lubię najbardziej. Będę wracać.
Kaffe Bageri Stockholm, Łobzowska 17, Podbrzezie 2, Kościuszki przy skwerze Lajkonika, obok mostu Dębnickiego – trzy lokalizacje pod tym samym szyldem łączy „fika”, szwedzki zwyczaj celebrowania chwili przy kawie i słodkiej bułeczce. Bageri doczekało się filii we Wrocławiu, a niedługo ma zagościć także w Łodzi i Warszawie. Cieszę się na taką ekspansję kardamonu i od razu przychodzi mi do głowy pewien skandynawski koncept, który również rozprzestrzenił się poza swoje rodzinne miasto. Znacie Fabrique? Poza Sztokholmem ma lokalizacje także w Londynie, a nawet Nowym Jorku. Takiej kariery życzę Bageri. Koncept ten sam: wyborna kawa i słodkie ciepłe drożdżowe wypieki o kuszącym aromacie cynamonu i kardamonu. Ja w Krakowie trafiłam na bullara z dodatkiem jagód – był wyśmienity.
Cafe Lisboa, Dolnych Młynów 3/4 – tuż obok Bun Bakery jest miejsce do którego po prostu musicie zajrzeć. Mała Portugalia w Krakowie specjalizująca się w portugalskich ciasteczkach pastéis de nata. Otworzyła je Marta Kirsz trzymając się wiernie receptury przywiezionej z Lizbony. Pisałam o tym kiedyś duży tekst dla Wysokich Obcasów i do tej pory mam do tego miejsca wielki sentyment. Kawiarnia codziennie wypieka świeże pastéis i smakują one dokładnie tak jak w Portugalii. Do ciastka zamówcie obowiązkowo espresso w komplecie.
Zaczyn, ul. Kościuszki 27 – piekarnia Zosi Barto, pionierki rzemieślniczego wypieku w Krakowie, z całkowicie roślinną ofertą nie tylko wypieków, lecz także śniadań do zjedzenia na miejscu. Jest labneh z pomidorami, bazylią, śliwkami z olejem chili, są brioszki z sezonowymi owocami na puszystej migdałowej ricottcie, a do tego kawa speciality. Na zdjęciu poniżej zaś – jedna z najbardziej soczystych jagodzianek minionego sezonu.
Świeżo Upieczona Rodzinna Piekarnia Rzemieślnicza, Cystersów 26c/LU4 – u Oli, niegdyś uczennicy Zosi Barto, dziś właścicielki Świeżo Upieczonej kupicie i złapiecie do ręki chleby na zakwasie i małe słodkości. Z czułością wspominam wyśmienity danisz z budyniem, kwaśną śmietaną i jagodami wypiekany tu w jagodowym sezonie. W piekarni jest gdzie przycupnąć, więc wszystko można też zjeść na miejscu. Na śniadanie choćby wybornego croissanta czy kanapkę od Jarzynovej – Dominiki Wójciak.
Breaking Bread, ul. Stachowskiego 4 – trafiłam tu za sprawą jagodzianek, dużych i pełnych jagód, ale bardzo ciekawa jestem reszty. Nie zjecie tu co prawda na miejscu, bo to malutka piekarenka ukryta na parterze osiedla, ale gdybyście byli w pobliżu, to polecam wściubić nosa. Zresztą sami spójrzcie na tę owocową obfitość na zdjęciu poniżej.
Droga przez mąkę, Kazimierza Brodzińskiego 7 – ciesząca oko kolorowa kawiarnia w pięknej lokalizacji, bo niedaleko Kładki Bernatki na Podgórzu. Bywają tu goście specjalni na kulinarnych występach. Żałuję, że się nie załapałam na pop-up z Sabinką Francuz. Na co dzień można się raczyć kawą (na zdjęciu poniżej espresso tonic) i różnymi słodkimi wypiekami.
Charlotte Menora, Mostowa 6 – po drugiej stronie wspomnianej wcześniej Kładki Bernatki otworzyła się właśnie druga „Szarlota” w Krakowie. W porównaniu do pierwszej, przy Placu Szczepańskim, jest zdecydowanie mniejsza, ale jakże dopieszczona. Bardzo podobają mi się prace Armana Galstyana – abstrakcyjne dwa wielkie tulipany wiszące nad typowym dla „Szarloty” wspólnym stołem oraz gigantyczny bochenek lewitujący za barem. W menu, jak na koncept Menory przystało, żydowskie akcenty. Są słodkie naleśniki Blintzes, chałka, bajgle z pastrami lub pstrągiem, kanapki z marynowanym śledziem oraz rugelach, czyli żydowskie rogaliki nadziewane makiem i czekoladą. A to nie wszystko, bo w menu także bardziej klasyczne szarlotowe śniadanka, przez cały dzień i cały tydzień, od 7 rano, a w weekendy od 8, do samiutkiej północy.
Cukiernia Starowicz, Świętego Wawrzyńca 32 – historia firmy cukierniczej Rodziny Starowiczów sięga lat 50-tych XX wieku i czasów jej słynnego produktu jakim były lody „Pingwinek”. Dzisiaj Wojtek, reprezentujący już trzecie cukiernicze pokolenie, kontynuuje tradycje jak i pozwala sobie na eksperymenty i wszystkie klasyczne desery konsekwentnie i z powodzeniem weganizuje.
Słodko i czule, Juliusza Lea 5A – ta malutka kawiarenka mieści w sobie wiele przyjemności. Wspaniałe były tutejsze jagodzianki, ale przecież to nie wszystko. Zaglądajcie na kawę, wino i różne sezonowe wypieki. Może będą jeszcze grali te seksowne „korean milk donuts”?
Public Order, Mazowiecka 41 – na codzienną kawę, weekendowe śniadania i okazjonalne pop-upy. Brunch serwowały tu m.in. stołeczne Peaches Gastro Girls, czyli Klaudia Górak i Monika Mazurek – pamiątka po nich to ten piękny kilim, który widzicie na zdjęciu niżej. Dobry klimacik, który roznieca apetyt na więcej.
NA LUNCH, OBIAD, KOLACJĘ I WIECZÓR
Trzy Cztery Wine, ul. Krakowska 34 – bistro z ciekawą selekcją win i daniami, którymi łatwo się podzielić. Do tego parę fajnych lokalnych produktów, podanych w ciekawy sposób, bez kompleksów inspirowany różnymi kuchniami świata. Warszawa zazdrości. Brakuje nam miejsc do posiedzenia przy winie i podziubania sobie w talerzach w takiej nonszalanckiej artystowskiej atmosferze.
Kropka, Rynek Podgórski 4/2 – zjadłam tu polskie tacos, „polskie” bo z kapusty, zmyślne i z humorem potraktowane danko. Doceniam poczucie humoru i twórcze poszukiwania własnego stylu. I chociaż food plating wygląda znajomo, to całość broni się po prostu smakiem i pomysłem.
Mazi, Rynek Podgórski 9 – oszczędnie urządzone wnętrza zanurzone w ascetycznej bieli, a na środku przy samym wejściu – imponujące żywe drzewko oliwne. Słowo „mazi” po grecku oznacza „razem”. Minimalistyczna oprawa jest tylko tłem do wielkiej śródziemnomorskiej biesiady, którą można sobie tu z łatwością zorganizować. Ciekawe menu, sporo warzyw w lekkim i prostym wydaniu, ujmujących w dodatku sposobem podania.
Euskadi, Kazimierza Brodzińskiego 4/U1 – to za sprawą tej właśnie restauracji, wiele lat temu wybrałam się do Kraju Basków. Bilet do San Sebastian kupiłam od razu po wyjściu z Euskadii. Chciałam spróbować, jak wszystko co zjadłam tu, w Krakowie, smakuje tam na miejscu. Z tamtej perspektywy jeszcze bardziej doceniłam kuchnię, którą proponuje Damian Surowiec, szef kuchni i właściciel. Jakość produktów i kunszt ich przygotowania. Nie możecie zatem wyjechać z Krakowa nie próbując uprzednio jego grillowanego kalmara z sosem z sepii, klasycznej tortilli, czy chociaż krokietów z dorszem. To jedna z najciekawszych restauracji w naszym kraju. Więcej o niej pisałam tutaj.
NOCLEG Z ATRAKCJAMI
PURO Kraków Stare Miasto, PURO Kraków Kazimierz – Puro jest zawsze pierwszym wyborem. Ma hotele w największych polskich miastach i to zawsze w najlepszych strategicznie pod kątem turystyki spożywczej i wygody poruszania się punktach. Podobnie jest w przypadku Krakowa. Do wyboru są dwie lokalizacje. PURO na Kazimierzu, w dawnej dzielnicy żydowskiej, w epicentrum kulinarnych fajerwerków, kilka minut od wiślanych bulwarów czy Podgórza. I PURO przy Starym Mieście, tuż obok Dworca Głównego.
Uwielbiam Puro za polot, dizajn i fantazje. Mam fetysz łazienek w Puro – zdjęcie poniżej. Chciałabym mieć taką jedną u siebie w domu. A do tego pięknie pachnące kosmetyki polskiej marki Alba1913. A, chyba mogę się przyznać, że używam ich w domu jak i olejku o zapachu Puro do nawilżacza powietrza. W hotelu zresztą nigdy na samym noclegu się nie kończy, bo tu po prostu fajnie się spędza czas fantazjując o tym, co z mebli, obrazów, czy ceramiki chciałoby się zabrać ze sobą do domu. I można liczyć na ciekawą ofertę restauracyjną, tak jak w przypadku krakowskich lokalizacji. Na Kazimierzu jest restauracja Halicka, ale też Mak z menu śniadaniowym i super przestrzenią do pracy. Można tu spotkać krakowskich frilanserów ukrytych za kompem, przy kawie z palarni speciality HAYB i wypiekanej na miejscu słodkiej bułeczce. Od niedawna Mak działa również wieczorami, zdarzyło mi się już zatem kończyć tutaj dzień pysznymi krokietami z dorszem. Podobnie jak na jakimś wybornym masażu czy saunie z aromaterapią w PRISMA SPA.
Stradom House, Autograph Collection, Stradomska 12-14 – hotel w wyjątkowym budynku, tuż obok Wawelu, o historii zaczynającej się 650 lat temu. Wcześniej mieścił m.in. szpital i urząd celny. W dawnej gotyckiej kaplicy św. Jadwigi jest obecnie monumentalny bar Hedwig’s, który z pewnością kojarzycie ze zdjęć. Jego sufit kończy się na wysokości dziewięciu metrów, a całość robi piorunujące wrażenie. Warto się tu wybrać na drinka, nawet jeśli nie planujecie noclegu na miejscu.
Spędziłam w hotelu parę upalnych sierpniowych dni chowając się przed skwarem na zewnątrz i korzystając namiętnie z pięknego 20-metrowego basenu. Okazał się częścią urządzonego i zaprojektowanego z wielkim rozmachem hotelowego solnego SPA. Do dyspozycji gości jest jeszcze jedna z największych w Polsce nowoczesnych siłowni – wypacałam na niej wszystko co zjadłam powyżej – centrum odnowy z bogatą ofertą zabiegów, łaźnią parową, prysznicami z hydromasażem, biosauną, sauną solną na podczerwień i salą dźwiękową.
Do tego pyszne śniadania – pozdrawiam Anitę, która robi najlepszą jajecznice na świecie – oraz dwie restauracje do wyboru. Gaia z kuchnią pełną najsmaczniejszych inspiracji z Izraela. Świetna była ta zapiekana ryba w całej papryce, a podobnie przygotowane warzywa przechowuję we wspomnieniach z Tel Awiwu. I John Dory, z krótkim menu opartym na dostępności produktów, ryb i owoców morza, któremu szefuje Diana Olechnowicz. Miałam okazję podglądać ją przy pracy i zjeść kolacje niemal na kuchennej wydawce. Tak lubię najbardziej.
Korzystasz z moich rekomendacji? Oznacz mnie na zdjęciu, będe ciekawa Twoich wrażeń.
Szukasz przepisów, rekomendacji i pomysłów, jak delektować się życiem?
Zajrzyj na moje profile społecznościowe.Nakarmiona Starecka to instagram, facebook i podcast „Z pełnymi ustami” do słuchania na Spotify, Tidal i Apple Podcasts.
Życie jest za krótkie na złe jedzenie i warto je przeżyć z pełnymi ustami!